W planach miało być długie wybieganie wolnym tempem. Zabrałem nawet małą butelczynę mineralnej na tą przebieżkę, czego nigdy nie robię na dystansach do 21km :) Wybiegłem trochę późno i postanowiłem skrócić trening a podnieść jego intensywność. Dzisiejsze bieganie to 4 kółeczka po 3km mocnym tempem: 0 (dobieg): 00:01:36 1: 00:14:24 2: 00:13:58 3: 00:14:27 4: 00:14:39 Razem z dobiegiem: 00:59:06 Tym razem bez sprintów bo ciut ciężką kolację zjadłem z dodatkowym deserem (sporo migdałów i cała prawdziwa 74konna czekolada z Lidla :D) i znów mnie coś gniotło w brzuchu :) Nie wiem co ja z tym mam, zawsze coś musi przeszkadzać. Trzeba trochę poeksprymentować co jest dobre i lekkie na trening :) Na koniec mała odmiana od zwykłej formuły treningowej. Zrobiłem z 4km przebieżek, naprawdę wyszło grubo powyżej 10 :) Po drodze spotykam biegacza, biegnie gdzieś 6min/km i chwilę gadamy (dla mnie to tempo odpowiednie po tych 4 kółkach). Brał udział w biegu Korfantego w Katowicach. Pytam się czy regularnie trenuje itp. z myślą żeby czasem z kimś pobiegać. Zapytuje mnie o czas na połówce w Dąbrowie widząc moją koszulkę. Później stwierdza, że z jego 02:20:00 to nie ta liga, kulturalnie się żegna i odbija gdzieś na Środuli. Cóż pozostaje znów samemu śmigać :(
Spokojne tempo, jutro idę oddać krew do badania :) Na dworze idealne warunki, ciepła noc. Wybiegam w krótkich i koszulce. dobieg: 00:01:47 1: 00:16:00 2: 00:16:07 3: 00:16:11 4: 00:16:02 5: 00:14:52 (nie mogłem sobie darować ostatniego trochę mocniej, z kończącym sprintem od ul. Zaruskiego do świateł) Razem 01:21:00
Po robocie dalsza część pracowitego dnia, musiałem pozałatwiać sprawy związane z remontem pokoju i odespać trochę bo w pracy mnie łamało na spanie, to chyba przez aktywny weekend. Wstałem o 22:30 i wskoczyłem w ciuchy biegowe. Na dworze regularna ulewa, moja ulubiona pogoda na biegi po parku :) Strasznie ciepło, biegam w krótkich, a na górę tylko techniczna koszulka z ostatniego półmaratonu w DG (jest lans :) ) oraz wiatrówka. W planach 5 kółek oraz sprawdzenie teorii tzw. "runners high". Zaczynam tempem bardzo spokojnym. Pierwsze dwa kółeczka w deszczyku. Później przestaje padać i czuć rześkie powietrze oraz zapachy lasu. Każde następne 3km kółka szybszym tempem. Biegnie się coraz lepiej, jestem na biegowym haju :D Ostatnie metry to szalony sprint. Na koniec trochę przebieżek i w domu jestem chwilę po godzinie 0:00.
Trochę statystyki: 5 kółek = 15km dobieg: 00:01:34 1:00:15:37 2:00:15:16 3:00:14:55 4:00:14:34 5:00:13:53 (mocne tempo i na koniec 400m sprint)
Dzisiaj w planach standardowe 5 kółeczek=15km po parku na Środuli w stronę długiego podbiegu. Rozpoczynam spokojnie bo chcę zwiększać stopniowo tempo. Na 3 kółku coś mnie zaczyna gnieść po brzuchu, to pewnie ze względu na wrzuconą kolację bezpośrednio przed treningiem :) Muszę jednak odpuścić ten rodzaj zaplanowanego treningu i nieco zwolnić. Czasy przedstawiają się następująco: dobieg: 00:01:23 1: 00:15:17 2: 00:15:29 3: 00:14:46 4: 00:15:04 5: 00:15:01 (tutaj było by znacznie słabiej ale zdobyłem się na szaleńczy sprint od Zaruskiego do świateł koło monopolowego) wszystko razem: 01:23:05
Spokojne luźne tempo, dystans 5 kółek = 15km w ulubioną stronę z długim podbiegiem Czasy: 1 z dobiegiem spod kościoła: 00:17:33 2: 00:15:59 3: 00:16:21 4: 00:16:42 5: 00:16:05 ( w tym nieco szybciej pod koniec ze sprintem na ostatnich 200m) Razem: 01:22:41 Na koniec kilka przebieżek i do domciu.
Dzisiaj wieczorkiem drzemka, wstałem trochę późno i wyskoczyłem ok. 21:30 pobiegać do parku. Dzisiaj lekko w ramach rozbiegania po półmaratonie. Zrobiłem 4 kółeczka (12km) lajtowym tempem: dobieg: 00:01:31 1: 00:16:03 2: 00:15:31 3: 00:15:30 4: 00:15:47 razem: 01:04:24
Wczoraj odebrałem pakiecik startowy (koszulka, brelok CSIR,numer startowy i chip oraz jakieś talony na posiłek). Podskoczyłem jeszcze do Decathlonu po dobre biegowe nakrycie na głowę. Stanęło na tym, że wziąłem buffa - wersja letnia. Udało się też wyhaczyć jedyną dostępną sztukę ustnika do bukłaka rockrider-a za całe 14.99zł. Na dziale rowerowym po ostatnim wpisie Funia przy okazji sprawdzam jak wyglądają ceny części (delikatnie mówiąc tanie to one nie są jak na standardy innych sklepów). Oglądam też opony i mój mózg po chwili zaskakuje, że obok mnie stoi Zetor (on mnie od razu poznał ale sprawdzał mnie po jakim czasie się zorientuje - jakby miał ciuchy rowerowe na sobie to czas byłby napewno lepszy :) ). Chwila rozmowy, Dominik w końcu decyduje się na model Saguaro GEAX-a jako napędówkę na dzisiejszy ścig, mającego zastąpić zjechaną Kendę. W drodze powrotnej zaglądam też do LEROY MERLIN i kupuję przetestowany przez endurorider.pl bio olej do pilarek STERWINS - podobno nie łapie tyle syfu co Ekopilar.
Na miejsce zbiórki dzisiejszego półmaratonu do Hali Centrum postanawiam się przejść z buta. Z domu wychodzę trochę za późno więc dystans od Mec-u pokonuję truchtem w ramach rozgrzewki. Na miejscu okazuje się, że niepotrzebnie gdyż autobusy PKM podstawione dla biegaczy mają odjazd przesunięty o 40 min. W busie dosiada się Łukasz (chyba nie przekręciłem imienia), który jest tu gościnnie. Gadamy na różne tematy, okazuje się, że startuje z myślą o czasie ok. 2h na pokonanie trasy. Przed metą wspólna rozgrzewka amatorów do jakich należymy, na pytanie bardziej doświadczonego kolegi czy są jacyś pacemakerzy na 1:40 pada propozycja abym biegł za Kenijczykiem, który nagle pojawia się na widoku :) Na starcie ustawiam się w środku stawki, biegnie się dobrze równym tempem.
Na początku mijam sporo osób aż dochodzę grupkę, która biegnie podobnym tempem do mnie. Zrównuje tempo z nimi i kontroluje co km. Wychodzi przeważnie ok. 4:50.
Biegnie mi się coraz lepiej więc przyśpieszam, a może to moja grupka zwalnia. Doganiam kogoś w koszulce Kellys-a (wkońcu jakiś rowerzysta :)). Zagaduje okazuje się, że kiedyś ścigał się w maratonach teraz tylko biega.
Dalej przyśpieszam i dochodzę zawodnika który biegnie tym przyśpieszonym tempem. Na 15km mój brzuch zaczyna się buntować. W okolicy Pogorii III pakuje się do knajpy i od razu w kierunku toalety. Załatwiam potrzebę i trochę lżejszy, ze stratą dobrych 5 min biegnę dalej :). Na trasie mijam sporo biegaczy, jest motywacja aby przyśpieszyć. Mój bieg przy ich wygląda jak sprint :) Łapie się też na sesję foto profesjonalnych fotografów rozstawionych na trasie. Mijam znów biegacza-ex-rowerzystę (pyta się gdzie się podziewałem :)) Mijam dalej grupki biegaczy, zaczyna się jedyny podbieg na trasie, ludzie siadają i idą - ja nauczony jak należy takie coś pokonywać idę jak po prostej :) Non stop kogoś doganiam, na Redenie dochodzę zasapanego mocnego zawodnika, z którym wbiegłem na 15km. Gdy przekraczam 20km zaczynam ostro rwać w przód. Mijam niedobitki pragnące się dokulać do mety. Ciągle przyśpieszam, finisz robię na sprincie - czas brutto ok 01:43 (miejsce mnie nie interesuje, jak się pojawią w necie wyniki to sobie sprawdzę), w głośnikach słyszę swoje nazwisko i miejscowość - fajne uczucie przebiec taki dystansik :D Dostaje też pamiątkowy medal.
Na hali ktoś zupełnie obcy podchodzi i mi gratuluję, widocznie musiałem go minąć na ostatnich metrach do mety i docenił mój finisz. Później wcinam posiłek regenarycjny i oczekuję na wręczenie nagród (o dziwo zwycięża Węgier Laszlo Toth z czasem 01:04:14 ) i maratońską teletombole. Do wygrania dziś 10 pulsometrów SIGMY, 4 skutery, bon na 500zł w sklepie dla biegaczy i weekend z mazdą oraz pełnym bakiem paliwa :) Standardowo nic nie wygrywam pomimo tego, że sporo numerów wypada i wyciągane są kolejne obecne lub nie na sali. Do domu w ramach rozciągnięcia mięśni wracam z buta.
Trochę statystyki: OPEN:235 z 647 M30:93 Czas startu: 00:00:28 Międzyczasy: 10km - 00:48:00, 15km - 01:15:28, Czas netto: 01:42:27 Wynik: 01:42:55
A teraz rowerowo-serwisowy wątek: Dzisiaj wykonałem czyszczenie KMC-Z9000-2 i pomiary: 1. KMC Z9000-1: 173,4mm (wyciągnął się od leżenia :) - poprzedni pomiar mi wyszedł 173.3mm - przebieg 561km ) 2. KMC Z9000-2: 173,5mm (przebieg 644.99 km) Nowy nieśmigany KMC Z9000: 172.9mm Jutro w napędzie ląduje KMC Z9000-1.
Wybiegłem wcześniej o 18:20 bo wieczorem obiecałem kumplowi złożyć nową maszynę do giercowania w Diablo 3 (premiera już 15 maja). Plan jak zwykle zakładał standardowe 5 kółek po 3km (nie ma sensu teraz biegać dłuższych dystansów bo półmaraton coraz bliżej). Pogoda do biegu idealna, słoneczko jeszcze świeciło, cieplutko. Wybiegłem w krótkich i koszulce rowerowej. Czapka też nie była potrzebna. Tempo konwersacyjne przechodzące w lekko emeryckie :) - tak mi się przynajmniej wydawało. Podczas biegu mijam tą samą gromadkę patyczaków, chyba z 8 razy :) Sporo też innych przedstawicieli gatunku patyczaków, biegaczy jak zwykle najmniej w tym swoistym "ekosystemie" parkowym. Czasy jak zwykle zaskoczyły i przedstawiają się następująco: dobieg na start: 00:01:14 1: 00:14:05 2: 00:14:00 3: 00:14:00 4: 00:14:24 5: 00:13:50 razem z dobiegiem: 01:11:35
Znalazłem chwilę i ok 10:30 wyruszyłem pobiegać. Tym razem o kiepskim śniadaniu - kilka kawałków świątecznego ciasta wrzucone o 7:00 - co pod względem treningu nie jest idealnym paliwem :) Biegło się jakoś ciężko. Robię pierwsze 3km kółko i wydaje mi się, że się nieźle wlekę tempem emeryta. Dlatego zdziwiony spoglądam na stoper i niedowierzam, że czas mieści się poniżej 15 min :). Kolejne kółka mimo podobnego wrażenia utrzymane w podobnym tempie z tendencją wzrostową tegoż :). Ostatnie kółeczko ze sprintem poniżej 14min mnie zaszokowało.
Z domu wybiegłem o 20:00. Mijając kościół napatoczyłem się na wychodzących ludzi z mszy i uskuteczniłem slalom :) Dzisiaj w planach standard czyli 5 kółek = 15km. Wydawać by się mogło, że pogoda nie jest sprzyjająca ale mnie się jakoś fajnie biega w deszczu. Na 2 kółku spotykam jedynego w tym dniu biegacza, któremu nie straszna taka pogoda. Całość dzisiejszego biegania w dość mocnym tempie, poniżej czasy: 1: 00:14:48 2: 00:14:58 3: 00:14:51 4: 00:15:13 5: 00:14:46 całość: 01:14:38 Na koniec kilka przebieżek i domciu.
Rower towarzyszy mi od dzieciństwa, gdzie wolny czas spędzało się śmigając po osiedlowych chodnikach i tam też zdobywało umiejętność jazdy. Pelikan, Wigry3, pokomunijny BMX później pierwszy poważniejszy góral Merida Kalahari i pierwsze dalsze wakacyjne wycieczki. Później jakoś tak się potoczyło, że za wiele nie jeździłem.
W 2011r. postanowiłem zakupić nowy rower Krossa LEVEL A6 z myślą by dojeżdżać regularnie do pracy i od tego czasu się zaczęła rozwijać rowerowa pasja. Dzięki niej poznałem wielu ciekawych znajomych zarażonych cyklozą i spotkałem moją drugą połowę, towarzyszkę życia, która toleruje mnie takim jakim jestem :)
Nie gonię za nowinkami technicznymi i lżejszymi wagowo komponentami itd. Najwięcej radości czerpie z minimalizmu i jazdy na najprostszych w konstrukcji rowerach. Od złożenia pierwszego ostrego koła zakochany w takich rozwiązaniach. Buduję rowery od podstaw i sam je serwisuje. Od jakiegoś czasu składam również koła czyli ostatni element jaki zostawiałem w rękach serwisów zewnętrznych. Jak coś nie wyjdzie mogę być tylko zły na siebie, że coś spartoliłem :)
Rowerem poruszam się wszędzie, gdzie tylko się da i bez względu na warunki pogodowe.
Do zobaczenia na trasie!