Przejazd w stronę pracy: DST: 23.71km TIME: 0:51:30 AVG:27.62km/h MAX:55.73km/h Dzisiaj powrót przez Centrum Katowic, po drodze zahaczyłem o wszystkie możliwe sklepy rowerowe aby kupić jakiś tani licznik do kadencji na kablu (Lidlowskiego bezprzewodowego się pozbyłem). Niestety wszędzie drogo, najtańszy to taki za 55zł (SIGMA 509) lub jakiś SPEEDMASTER też za podobną kwotę. Pozostaje chyba tylko Allegro lub zakup licznika w jakimś markecie. Powrót ścieżką rowerową wzdłuż DK86, potem zjazd na Dąbrówce na Szopki i tu zacząłem improwizować z dojazdem przy okazji odkrywając ciekawą trasę na Sosnowiec omijającą Centrum Szopek i dziury na drodze wzdłuż stawików (już raz tą trasą wracałem z silesia mtb cup ale nie bardzo kojarzyłem jak zjechać na nią). Po piątkowej masie w Gliwicach na którą się wybieramy z Jackiem może jeszcze raz tamtędy przejedziemy.
Sam dojazd tam i z powrotem do pracy: DST: 51.3km, TIME: 0:02:08, AVG: 24.05km/h, MAX: 55.73km/h
Jak byłem w domu i jeszcze nie przebrałem się w cywilne ciuchy z tych rowerowych nagle zadzwonił Jacek. Był u Oszołoma i miał ochotę na wieczorną dokrętkę w okolicach Pogorii. Szybka decyzja i umówiliśmy się na przystanku na Mec-u. Pokręciliśmy spokojnym tempem i staraliśmy się nie szarżować. Po dotarciu pod III rozpoczeliśmy objazd, niespodziewanie dołączyła się do nas jakaś dziewczyna i siedziała nam na kole, może chciała pompki pożyczyć :) Nie wiem bo jak się zatrzymaliśmy to nagle zawróciła i pojechała w drogę powrotną. Z Pogorii ruszyliśmy na Przeczyce - fajne miejsce i zalewik (praktycznie nikt prócz wędkarzy się nie kręcił w tych okolicach). Powrót po zmroku przez Pogorię, sporo bikerów jeżdżących na batmana, jednego rolkarza to minąłem na milimetry. Z Centrum Dąbrowy wydostaliśmy się przez park Hallera, później Braci Mieroszewskich na Zagórze.
Wyruszyliśmy z Krzychem (Krzychu22) spod punktu zbiórki o 6:00 w kierunku zerwanego mostku w Jaworznie. Dla odmiany zrobiliśmy tą trasę terenem przez lasy. Krzychu (Kysu) się spóźnił na miejsce zbiórki i z lekką obsuwą ruszyliśmy razem do Wilkoszyn na spotkanie z Mariuszem (82Koval). Po małych perturbacjach wszyscy razem się odnaleźliśmy. Okazało się, że Mariusz jeździł wcześniej z Brosem i przybył też na Kross-ie :). Wspólnie rozpoczęliśmy kręcenie na Wadowice przez Chrzanów, później za Zagórzem wjechaliśmy w las w który na poprzednim wspólnym wypadzie na Wadowice nie chciał wjeżdżać Andrzej i objechaliśmy kawałek ruchliwej drogi jakimiś gruntówkami (bo tak można nazwać te szutry jak się asfalt skończył). Do Wadowic jechało się lekko i przyjemnie, Mariusz trochę zostawał na tyłach ale trzymał równe tempo i było generalnie ok. W Wadowicach postój na obowiązkową kremówkę (dalej mają promocję 4+1 gratis) :) Później upały i duchota dała się we znaki, zaczęły się też większe podjazdy. Za Wadowicami pomyliliśmy drogi, na szczęście właściwy kierunek wskazał mijany rowerzysta na turystyku. Następnie jechaliśmy już główną 28 na Suchą Beskidzką. W pewnym momencie padła propozycja ominięcia tej ruchliwej drugi. Zjechaliśmy na prawo i zaczęły się podjazdy. Po jednym z większych podjazdów tego dnia Mariusz stwierdził, że musi dychnąć i pojedzie swoim tempem do Żywca. Niedługo później jednak znów byliśmy razem bo trochę nam zeszło na grzebaniu i sprawdzaniu co kawałek trasy na mojej nawigacji. Później natura wezwała nas do lasu by spłacić jej dług :), a Krzysiek (Krzychu22) gdzieś się zgubił i jego telefon był poza zasięgiem. Nie wiedząc co się dzieje i nie zastając go w miejscu gdzie się rozstaliśmy ruszyliśmy do przodu. Rozpoczęliśmy ostrym tempem gramolić się pod okoliczne wzniesienia. Wkrótce byliśmy w jednej grupie i pomknęliśmy w dalszą trasę. Mariusz postanowił nadal jechać własnym tempem. W Żywcu zrobiliśmy małe zakupy w Carrefour i dłuższy odpoczynek na rynku z późniejszym serwisem (smarowanie łańcuchów). Następnie ruszyliśmy na Wisłę planowo przez Szczyrk i przełęcz. W pewnym momencie odpuściliśmy dalszą jazdę w tym kierunku (26km do Wisły 4km do Szczyrku, perspektywa podjazdów pod przełęcz salmopolską i ogólne zmęczenie) skłonił nas do tego drogowskaz 12km na Bielsko Białą. Zaczęliśmy się kulać do pociągu. Powrót z małym incydentem w pociągu (żeby bilans wyszedł na zero tym razem ekstra musieliśmy dopłacić do podróży bo okazało się, że w tym do którego wsiedliśmy bilety są nieważne). Konduktor wziął do kieszeni po piątalu i jakoś dojechaliśmy do Katowic. Od dworca ruszyliśmy już po zmierzchu z zestawem moich lampek, przez 3 stawy i później lasy Giszowskie (o dziwo jacyś bajkerzy też pomykali z lampkami o tej porze). Staw Janina fajnie wygląda oświetlony nocą. W Mysłowicach nieźle zaczęło wiać, zapowiadała się burza. Tam też na rondku pożegnaliśmy się z Krzychem (Kysu) i ruszyliśmy długą prostą przez Niwkę na Klimontów. Pod Komendą pożegnanie z Krzychem (Krzychu22) - znów zabrał mi tylną lampkę :). Za światłami na Zagórzu spotkałem Gozdiego, trochę pogadaliśmy m.in. o ich ostatnim wypadzie z PTTK-u i zaproponowałem mu żeby się dołączył do jednej z następnych wypraw weekendowych pod patronatem forumrowerowe.org :). W domu byłem około 22:00, tam też zauważyłem że mój telefon sobie sam podzwonił do kontaktów z książki adresowej i nawet odebrał kilka rozmów przychodzących. Po Ogrodzieńcu tak mu czasem odbija.
Podczas wycieczki niestety problemy z działaniem sigmy stały się regułą. Dzisiaj na trasie z 5 razy się resetowała do ustawień fabrycznych. Spróbuje coś z tym pokombinować, jak nie to może lepiej zamontować Lidl-owski licznik. Dystans spisany od Krzycha (Kysu) i dodane 10km z Mysłowic z rondka na Zagórze.
Trochę fotek (nie chciało mi się jakoś pstrykać za specjalnie, Krzychu zrobił więcej mam nadzieje, że szybko wrzuci w sieć):
Przejazd w stronę pracy: DST: 23.69km TIME:0:52:45 AVG: 26.96km/h MAX: 55.73km/h Po pracy wróciłem się do domu, zostawiłem plecak z ciuchami bo stwierdziłem,że szkoda to taszczyć na masę. Zjadłem na szybko kolację i ruszyłem 17:10 spod domu na rynek w Katowicach. Trasę zrobiłem przez Szopki tempem ekspresowym - na miejscu byłem niewiele po wpół do 18. Niespodziewanie oprócz Jacka stawił się Krzysiek z Krzyśkiem (Krzychu i Kysu). Całą paczką ruszyliśmy blokować ruch, było fajnie bo można było sobie pogadać i czas się tak nie dłużył. Powrót też przez Szopki, w okolicy Sobieskiego Krzychu pojechał na Centrum Sosnowca ja pocisnąłem za Jackiem wzdłuż Europy na Dańdówkę (tam się pożegnaliśmy z drugim Krzyśkiem). Z Jackiem ruszyliśmy pod lekką górkę na Klimontów (z wstępnych obserwacji Jacka wyszło że mój młynek rozkręcił się 120rpm korby). Na szczycie górki pożegnanie. Jutro wypad na Wisłę z nowym bikerem z Jaworzna - Koval-em.
Zamontowałem sztyce dostarczoną przez Piotra (Bros) - jeszcze raz dzięki przy mojej 350 krossa to drapacz chmur :) Jak ją wypuściłem za bardzo to nie mogłem wsiąść na rower. Jutro zobaczę czy bez seatback-a będzie mi wygodnie.
Dzisiaj wyjazd znacznie później niż zwykle, przed klatką spotkałem Leszka - okazało się, że zrobił niedawno swój rower i zaczął znów jeździć. Chwilę pogadaliśmy i zrobiło się już późnawo. Dobrze, że światła się w miarę dzisiaj ułożyły na trasie (jakaś zielona fala zadziałała) i bez problemów dojechałem na czas do roboty. Przejazd w stronę pracy: DST: 23.87km TIME:0:51:00 AVG: 28.09km/h MAX: 51.22km/h
Podczas powrotu z pracy zaraz po wyjeździe za bramę zresetował mi się licznik do ustawień fabrycznych, później znów pod domem stało się to samo. W takiej duchocie nawet sigma świruje :) Dobrze że pamiętam wyświetlaną średnią to pozostałe parametry obliczyłem przy znanym dystansie. U świrów pytałem o sztyce 400mm na 27.2 z seatback-iem 20. Niestety nie mieli na sklepie. Na Mikołowskiej muszę czekać 3tyg, na dostawę od Niemców (ostatnia z ABR poszła w dniu w którym pytałem do nowego roweru klienta - oglądałem ją i spodobała mi się od razu). Może się ktoś wymieni na 3 tygodnie za sztycę kross-a 350mm na 2 śruby jak ma 400mm i jest dla niego za długa - zawsze te parę gram można urwać :)
Dzisiaj pierwsza jazda z Kendą za 11zł na tyle. Przy ostrzejszych manewrach uślizguje się, w ogóle jakoś strasznie niepewnie się prowadzi. Ale co można wymagać od mieszanki za tak niewielkie pieniądze. Do końca tygodnia będę musiał coś wybrać. Po wczorajszych sugestiach Piotra(Bros) już całkiem nie wiem co mam zrobić :). Może spróbować te Maxxis Crossmark, gdzieś ktoś oceniał je w terenie gorzej niż Samy a w tym samym zestawieniu znowu Kendy Karma 2.0 wypadały lepiej. Sam już nie wiem :)
Przejazd w stronę pracy: DST: 23.88km TIME: 0:49:33, AVG:28.91km/h MAX: 53.27km/h
Przez ostatnie 2 dni trochę zjeździłem sklepów rowerowych, ale dziś przywiozłem nowe kapcie :). Po przemyśleniu i przeczytaniu recenzji, wysłuchaniu opinii znajomych stwierdziłem, że kompletnie nie wiem co wybrać. Jednak sklep na Mikołowskiej w Katowicach znów okazał się dobrym trafem jeśli chodzi o zakup opon Schwalbe - naprawdę sporo modeli. Wchodząc usłyszałem już od progu no co tam - zajechałeś Samy :). Samy też wisiały na haku ale stwierdziłem, że trzeba czegoś nowego spróbować. Po intensywnych kalkulacjach wybrałem równie uniwersalne Racing Ralph-y 2.1 w wersji zwijka (dla maniaków wagi - producent podaje 510gr). Uzyskałem u Tomka rabacik 9zł na sztuce. Czy to dobry zakup? - jak to mówią okaże się w praniu. Wieczorem przekładka :)
Nie wiem czy to zasługa porządnego śniadania (w końcu wczoraj kupiłem dżemy z Lidla), ale dzisiaj kręciło się lekko i przyjemnie. Nawet udało się trochę pomłynkować jak za dawnych czasów.
Przejazd w stronę pracy: DST: 23.95km TIME: 0:48:51 AVG:29.41km/h MAX: 53.87km/h
Dzisiaj powrót trochę się wydłużył, najpierw do Lidla w Piotrowicach po rowerowe akcesoria (kupiłem licznik Crivit - mam plan pt. pomiar kadencji i koszulkę - zawszę się przyda jako awaryjna). Niestety dzisiaj czas moich Smart Samów się skończył, przejechały razem ze mną 13,5k km. Stojąc na przejeździe kolejowym niedaleko pracy zauważyłem, że w tylnym kapciu mam przecięty balon, widać kawałek dętki za linią cięcia. Postanowiłem połazić po rowerowych, najpierw po drodze w Mysłowicach (mają tylko MAXXIS Crossmark), później Kellys w centrum Sosnowca - nic konkretnego na sklepie nie ma, gostek podzwoni i ustali ceny - miał tylko Kendy Karma 2.0 w drucie - 1szt), odwiedziłem też plastry miodu (tam również polecają Crossmark-i, Harddrivy i coś jeszcze z MAXXIS-a i mają Schwalbe Rocket Rony zwijane za 114zł). Oszołoma z MK Bike-a nie odwiedziłem bo pewnie bym wyszedł z parą kapitanów Speca :). Mam mętlik w głowie, muszę przemyśleć zakup nowych kapci. Tymczasem na tył dzisiaj zawędruje KENDA za 11zł :)
Jacek w wątku Sosnowieckim zaproponował w sobotę leniwe kręcenie umiarkowanym tempem po asfaltach w kierunku zamku w Mirowie. W weekend nie miałem zamiaru się forsować ze względu na kontuzję więc taki rodzaj wycieczki mi jak najbardziej odpowiadał. Umówiliśmy się na ustawkę na Pogorii III w okolicach molo (musiałem zrobić fotkę bo nie miałem okazji podziwiać po wybudowaniu). Jak dotarłem na miejsce Krzychu już tam grzał ławę, a obok stał jego nowy sprzęt, którym śmiga w zastępstwie za Kross-a w którym to załatwił ramę - a mowa tu o jasnozielonej Meridzie Matts Whitewater (niestety mocno wyeksploatowanej). Krzychu na wstępie zaznaczył, że dziś też nie zamierza szaleć bo jego maszyna może się rozlecieć i ma trochę ograniczony zakres przełożeń bo z przodu na korbie do jazdy nadaję się środkowa tarcza a z tyłu od 3 w górę ze względu na przerzutkę romantycznie tulącą się do szprych pod kątem 45 stopni :). Niedługo później zjawił się Jacek, to właściwie nasza pierwsza wspólna jazda. Poczekaliśmy 10 min na ew. spóźnialskich, w międzyczasie pojawił się szwagier Jacka - Sławek. Ruszyliśmy za wskazaniem GPS i tu od razu ZONK. Wjazd w ślepą uliczkę kończącą się bramą zakładową.Po weryfikacji okazało się, że mamy nie ten Mirów co trzeba ustawiony za cel oddalony o 180km :) Po małym gmeraniu w nawigacji i internecie udało się obrać właściwy cel wyprawy. Ruszyliśmy asfaltami w kierunku Bobolic. W okolicach Ząbkowic na zjedzie Sławek mocno przyhamował, ja za nim - niestety Jacek nie miał na tyle szerokich kapci, żeby tak skutecznie wytracić prędkość i przeszorował mi tylne koło (sam jak się później okazało otrzymał w wyniku starcia pamiątkowy szlif na goleni widelca od mojej tylnej tarczy). Dalej trasa wiodła ładnym asfaltem przez pomniejsze miejscowości do Zawiercia, stamtąd trochę kręcenia i niedługo dojechaliśmy do Bobolic. Później ruszyliśmy za szlakiem, po drodze trochę terenu z kamieniami i piachami. Na zamku w Bobolicach pamiątkowe fotki, pierwszy większy posiłek i pomysł na dalszy etap. Ruszyliśmy na kolejny zameczek w Mirowie, później na jeziorko w Poraju (ominięte podczas wycieczki w zeszłym tygodniu ze względu na mało czasu do pociągu, tam też zakupiliśmy z Krzychem suszone śliwki i uzupełniliśmy bukłaki). Powrót przez Myszków, Siewierz (tu znowu odwiedziliśmy kolejny zamek), Wojkowice, Pogorię IV (na rozjeździe pożegnaliśmy się z Jackiem i Sławkiem), Pogorię III, Reden (tu Krzychu odbił na Strzemieszyce), dalej samotnie przez Aleje Róż, później Braci Mieroszewskich w kierunku Zagórza.
Rower towarzyszy mi od dzieciństwa, gdzie wolny czas spędzało się śmigając po osiedlowych chodnikach i tam też zdobywało umiejętność jazdy. Pelikan, Wigry3, pokomunijny BMX później pierwszy poważniejszy góral Merida Kalahari i pierwsze dalsze wakacyjne wycieczki. Później jakoś tak się potoczyło, że za wiele nie jeździłem.
W 2011r. postanowiłem zakupić nowy rower Krossa LEVEL A6 z myślą by dojeżdżać regularnie do pracy i od tego czasu się zaczęła rozwijać rowerowa pasja. Dzięki niej poznałem wielu ciekawych znajomych zarażonych cyklozą i spotkałem moją drugą połowę, towarzyszkę życia, która toleruje mnie takim jakim jestem :)
Nie gonię za nowinkami technicznymi i lżejszymi wagowo komponentami itd. Najwięcej radości czerpie z minimalizmu i jazdy na najprostszych w konstrukcji rowerach. Od złożenia pierwszego ostrego koła zakochany w takich rozwiązaniach. Buduję rowery od podstaw i sam je serwisuje. Od jakiegoś czasu składam również koła czyli ostatni element jaki zostawiałem w rękach serwisów zewnętrznych. Jak coś nie wyjdzie mogę być tylko zły na siebie, że coś spartoliłem :)
Rowerem poruszam się wszędzie, gdzie tylko się da i bez względu na warunki pogodowe.
Do zobaczenia na trasie!