Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2011

Dystans całkowity:1827.77 km (w terenie 301.00 km; 16.47%)
Czas w ruchu:65:21
Średnia prędkość:21.85 km/h
Maksymalna prędkość:65.17 km/h
Liczba aktywności:27
Średnio na aktywność:67.70 km i 2h 50m
Więcej statystyk

Dom-praca-dom (Sosnowiec - Katowice Piotrowice-Sosnowiec) + wizyta w sklepie rowerowym na Mikołowskiej

Poniedziałek, 19 września 2011 · Komentarze(4)
Kategoria Praca
Dzisiaj ciemno i zimno. Jazda w nogawkach staje się już regułą. Jesień się zbliża, a z nią brzydkie deszczowe dni. Brakuje tylko czegoś cieplejszego na górę (trzeba będzie zakupy w mikesporcie zrobić).

Przejazd w stronę pracy: DST: 23.62km , TIME:0:55:57, AVG: 25.32km/h MAX: 56.42km/h

W drodze powrotnej zahaczyłem o centrum Katowic i sklep rowerowy na Mikołowskiej. Tam zakupiłem ciepłe rękawki a później jeszcze do kompletu nogawki (te które mam już trochę przeżyły i lekko się prują) w bardzo atrakcyjnych cenach. Chciałem dokupić drugiego Nobby Nic-a 2.25 drutówkę na takie wyjazdy jak sobotni, ale niestety jedyny dostępny był zamontowany w białym Cube-ie (chodź była opcja przekładki, jednak potencjalny klient mógłby się burzyć, że opony nie są zgodne z tymi co w specyfikacji :) ) Dłuższą chwilę pomarudziłem jeszcze w sklepie i tak na luźnych rozmowach około-rowerowych ze sprzedawcą - Tomkiem - minęła dobra godzina ( przy okazji pozdrawiam jeśli przegląda blog-a bo zdradziłem się z adresem, kiedy niesłusznie zostałem posądzony przez jego dziewczynę o to, że najdalej byłem rowerem w Pszczynie i nie wiem co to niebieski szlak z Baraniej Góry :) )

Powrót z centrum Katowic wzdłuż DK86, na Dąbrówce odbiłem na Szopienice później Borki, terenem na Stawiki od strony stadionu, Centrum Sosnowca, od Zamkowej kawałek terenu przy garażach i podjazd pod Ersi.

Wyrypa w Beskid śląski: Ustroń -> Wisła szczytami górskimi (cel Barania Góra)

Sobota, 17 września 2011 · Komentarze(5)
Kategoria 101-200km
Wyruszyłem z domu o 5:30 na spotkanie z Krzyśkiem na Klimontów pod komendę. Tak jak przewidywałem o tej godzinie było ciemno jak w środku nocy. Krzychu ciut się spóźnił, i rozpoczęliśmy wspólny dojazd na pociąg do Piotrowic. Na trasie wrzuciliśmy niezłe tempo, które Krzychu podkręcił wbijając się w tunel za ciepłym Tirem :). Na Giszowcu w okolicy stawu Janina byliśmy ze sporym zapasem czasowym. Po zaliczonej rozgrzewce dalszą część trasy pokonaliśmy w tempie spacerowym. Na dworcu w Piotrowicach byliśmy z 20 minutowym zapasem (jakbym wiedział to można by dłużej pospać zamiast wstawać po 4:00). W przedziale spotkaliśmy 2 bikerów wyruszających jak się później okazało w tą samą trasę jak my czyli w czerwonym na Baranią Górę z Ustronia Polana. W Ustroniu postanowiliśmy trochę zmodyfikować podjazd pod Czantorię i po małych poszukiwaniach odnaleźliśmy ścieżkę rycerską na Wlk. Czantorię (polecaną przez Grzegorza). Ekipa z pociągu postanowiła wyjechać kolejką :) Oznaczenia ścieżki wkrótce się skończyły wraz z asfaltem dojazdowym, kombinując i szukając dalszego jej przebiegu ruszyliśmy kamienistym podjazdem. Wkrótce jedyną możliwością okazał się wypych. Krzychu dał propozycję przedostania się na przestrzał pod wyciąg - tam przynajmniej nie było kamieni, ale tak pchać nie było lekko. Na szczycie odnalazł się szlak na Czantorię. Kilka obrotów korbą i byliśmy na miejscu. Tam o dziwo spotkaliśmy kolegów z pociągu, mówili coś o urwanym łańcuchu (jak można urwać łańcuch wysiadając z kolejki - chyba zaczepiając o jakiś wystający element drzwi :) ) Rozpoczęliśmy zjazd (myśleliśmy że dalej udamy się wspólnie w większej ekipie), lecz koledzy po paru metrach zaczęli schodzić z rowerami. Mój dart spisywał się całkiem nieźle. W połowie zjazdu zrobiliśmy chwilę odpoczynku by wystudzić heble - tam zauważyłem że klamka z tylnego mi trochę zmiękła, ale Krzychu mówił, że to normalne. Hamulec potrafił zatrzymać koło więc biedy nie było. Dalsza część trasy bardzo przyjemna, w drodze na Stożek zrobiliśmy większy popas. Później zaczęły się fajne techniczne odcinki z wystającymi kamieniami, które trzeba było omijać i takież same zjazdy. W jednym miejscu zaryłem kołem o dziurę i przeleciałem przez kierę na szczęście lądując na miękkiej trawie i smakując tamtejszej gleby :) SPD jak na złość się nie wypiął i rower mnie nakrył. Dalej trochę zjazdów i korzeni. Jeden techniczny odcinek z korzeniami robiliśmy 2 razy myśląc, że jesteśmy na złym szlaku. Czesi mieli niezły ubaw widząc nas kursujących tam i z powrotem. W dalszym etapie trasy zjazd do cywilizacji (Kubalonka) i kupno mineralki 0.5l w barze za 3zł, jak na złość obok w kiosku 1,5l zakupiłem za 2zł :). Później nieplanowana modyfikacja (pojechaliśmy w złą stronę rowerowym szlakiem) i zwiedzanie rezydencji prezydenta :) Czarnym szlakiem udało się dotrzeć do czerwonego na Baranią Górę. Tam większą część trasy wypych, a z Baraniej w moim przypadku większą część trasy prowadzenie roweru :). Krzychu na fullu ładnie brykał po tych kamieniach i dużych upadach. Ostatni błotny odcinek niebieskiego nadał mi rasowego wyglądu bikera wracającego z udanej wycieczki. Do Wisły z górki po asfaltach z chwilami przerwy na zdjęcia przy jeziorze Czerniańskim i zaporze na Wiśle. W centrum Wisły spotkaliśmy Jacka, Adama i Sławka w lodziarni (wybrali się wspólnie na 2 dniowy wypad). Chłopaki mieli już wesoło, zwłaszcza szwagier Jacka :) Dłuższą chwilę pogadaliśmy i razem udaliśmy się w kierunku dworca PKP. Tam koledzy upewnili się, że wsiedliśmy do pociągu :) Dojazd z Piotrowic do domu po zmroku w świetle mojej niezawodnej lampki. W lesie giszowskim coś chciało nas zaatakować, padło hasło "to leci na nas" i Krzychu momentalnie zwiększył kadencję :) Zadziwiające co wyobraźnia może podpowiedzieć w takich ciemnościach.

Dystans razem z dojazdem od/do pociągu do Katowic Piotrowic. Krzychu wrzuci pewnie trasę z Endomondo.

Trochę zdjęć






Pozostałe fotki

Dom-praca-dom (Sosnowiec - Katowice Piotrowice-Sosnowiec) + "nocny" wjazd na Dorotkę w Grodźcu

Piątek, 16 września 2011 · Komentarze(3)
Kategoria Praca
Założyłem na przód Nooby Nic-a 2.25 i zapomniałem skorygować obwodu koła :) Potem jadąc się zastanawiałem co tak ciężko 30km/h wycisnąć. Przez moment myślałem, że te Nic-i są takie ciężkie i dlatego. Otrząsnąłem się jak dojechałem do pracy i dystans nagle skrócił się o blisko 0,5 km :)

Przejazd w stronę pracy: DST: 23.30 TIME: 0:51:20 AVG:27.23km/h MAX: 57.49km/h
Powrót z pracy przez Klimontów: DST: 24.88km TIME: 0:57:58 AVG:25.75km/h MAX: 53.20km/h
Jechałem dokładnie taką samą trasą jak wczoraj, dalej coś zaniżone te dystanse - muszę dokładnie pomierzyć obwód :)

Po robocie spotkanie z Jackiem (accjacek), Adamem (limit) i Grzegorzem (olo81) pod dworcem PKP w Sosnowcu w ramach umówionego na forum ZMK nocnego wypadu na Dorotkę. Niestety reszta ekipy z różnych względów się nie stawiła na miejscu zbiórki. Ruszyliśmy przez Grota Roweckiego na Pogoń i Będzin, tam zjazd przy zamku na Grodziec i wjazd na Dorotę od dziwnej strony :) Ostrzak na którym porusza się Olo nieźle się toczy po asfaltach, duża w tym rola niskiej wagi i zamontowanych zatrzasków SPD. Na szczycie Dorotki zaskoczyli nas "paparazzi" (Patryk i Piotrek) waląc po oczach flashem :) Sesja zdjęciowa poszła sprawnie, przy okazji przetestowałem aparat w swoim telefonie (nie sprawdza się w takich warunkach). Chwilę pogadaliśmy na szczycie na tematy okołorowerowe. Po zjechaniu z Dorotki pożegnaliśmy się z Adamem i pognaliśmy w kierunku Sosnowca. Olo pożegnawszy się z nami zjechał ślimakiem na Centrum bo czuł niedosyt dzisiejszej jazdy, razem z Jackiem wróciliśmy przez Wawel i Kosynierów kończąc podjazdem pod Ersi. Tam chwilę pogadaliśmy i wróciłem do domu. Jutro z Krzyśkiem górska wyrypa w okolicy Wisły.




Dom-praca-dom (Sosnowiec - Katowice Piotrowice-Sosnowiec)

Czwartek, 15 września 2011 · Komentarze(6)
Kategoria Praca
Dzisiaj znów wyjechałem ciut późno, spotkałem Leszka na klatce wracającego z roboty więc musiało być grubo po 6:30 :)Temperatura na dworze nie rozpieszczała, termometr wskazał nawet 3stopnie, ja oczywiście dół nogawki a góra na letniaka :) W lasach na Giszowcu pusto, ostatnio nastraszyłem tam jakąś starszą Panią z kijkami do Nordic Walking - dając lekko po klamkach jak mi zastąpiła drogę. Teraz co tamtędy przejeżdżam to się automatycznie usuwa gdzieś w bok, komentując pewnie pod nosem, że znów ten wariat na rowerze jedzie :) Dzisiaj ze względu na pogodę nikt się w gips nie pakował na tej leśnej ścieżce, za to na DDR na Jankego, którą spory odcinek jedzie się pod prąd jak na złość z każdej podporządkowanej chciał się ktoś włączyć do ruchu i trzeba było naprawdę być mega czujnym (wiem coś o tym, bo tydzień po kupnie sprzęta gostek się na tym odcinku we mnie autem wpakował).
Kolec w oponie dalej nie namierzony - znów nie chciało mi się wieczorem robić i szybko czas mi zleciał przy kompie :) Dzisiaj muszę się za to zabrać.

Przejazd w stronę pracy: DST: 23.68km , TIME: 0:52:22, AVG: 27.14km/h MAX: 54.64km/h

Dom-praca-dom (Sosnowiec - Katowice Piotrowice-Sosnowiec)

Środa, 14 września 2011 · Komentarze(6)
Kategoria Praca
Późne wyjazdy z domu weszły mi w krew :) Tym razem bez żadnego wspomagania ze strony tirów czy busów i dojechałem jeszcze przed czasem. Wczoraj jak wróciłem nie chciało mi się opony rozbierać więc rano musiałem dokonać dodatkowego dobicia ciśnienia do 4barów :)
Przejazd w stronę pracy DST: 23.64 TIME: 0:50:57 AVG: 27.85km/h MAX: 52.25km/h
Powrót przez Klimontów i Gwiezdną.

Dom-praca-dom (Sosnowiec - Katowice Piotrowice-Sosnowiec) - znów serwis

Wtorek, 13 września 2011 · Komentarze(3)
Kategoria Praca
Niestety moje wczorajsze obawy się spełniły, rano jak udałem się do "garażu" po rower zauważyłem że w tylnym kole zostało może z 0,5 bara :). Spóźniony jak nigdy (koniec końców wyszedłem z domu o 6:40) po dopompowaniu koła ruszyłem do pracy. Jechałem jak wariat, ale światła nie chciały się dobrze ułożyć. Na szczęście w okolicy Dańdówki wpadłem w tunel aerodynamiczny w postaci autobusu linii 18, i jadąc miejscami 50km/h dociąłem do rondka na Niwce pod kościołem. W pracy byłem z z drobnym poślizgiem :) Po robocie znów trzeba będzie nabić koło pompką dla koksów :) a później w domu odszukać przyczynę przebijania.

Przejazd w stronę pracy: DST: 23.6km TIME:0:50:42 AVG: 27.92km/h MAX: 57.49km/h

Dom-praca-dom (Sosnowiec - Katowice Piotrowice-Sosnowiec) - kolejny pitstop :)

Poniedziałek, 12 września 2011 · Komentarze(5)
Kategoria Praca
Po wczorajszym pitstop-ie opona dziwnie siadła na obręcz i miała pokaźne bicie góra-dół. Na szczęście w domu szybko opanowałem sytuację - dobiłem wczoraj do 4barów nożną pompką stacjonarną i sama wskoczyła na właściwą pozycję :) Skleiłem też dętkę - była mała dziurka, dzisiaj chyba odwiedzę jakiś sklep (może ten w Mysłowicach na Bytomskiej) i kupię jakąś całą bo w tej chwili obie klejone (jedna już 2 razy :D).
Przejazd w stronę pracy: DST: 23.63km TIME: 0:53:40 AVG: 26.42km/h MAX: 56.44km/h.

Powrót z pracy z lekkim poślizgiem, jednak coś jeszcze musi być w oponie bo przełożona dętka znów się przebiła (jak schodziłem po pracy po rower to zastałem flapka z tyłu). Jednak pitstop mnie nie ominął i musiałem go wykonać dzisiaj po robocie - tzw. równowaga musiała zostać zachowana :). Oglądając oponę od środka nic nie znalazłem, może to te ziarenka piasku :) Po robocie skoczyłem po całkiem nową dętkę (wszystkie mam co najmniej raz klejone) do rowerowego w Mysłowicach na Bytomskiej (wziąłem Maxxisa - jakiegoś wylajtowanego ale nie tego ultralighta). Przy okazji pytałem o części zamienne do Tectro Auriga Comp - niestety nie mają. Na razie biedy nie ma z tymi klamkami ale coś się przy tej śrubie od zbiorniczka wyrównawczego leciutko poci. Chwilę jeszcze pogadałem o wrażeniach z jazdy we wczorajszym wyścigu i przy okazji dowiedziałem się, że wyników jeszcze nie ma a zdjęcia będą na twarzoksiążce jak zostaną obrobione. Kolejny przystanek w drodze do domu to sklep rowerowy na Niwce - tam zakupiłem zestaw łatający oraz przy okazji dobiłem ciśnienie do 4 barów i Ralph znów ładnie wskoczył na obręcz (jakiś problem jest z tą zwijką że się nie może ułożyć dobrze przy niższych ciśnieniach). Jak byłem w sklepie dzwonił Andrzej,że ma jakiś problem z kompem i potrzebuje informatyka. Postanowiłem podjechać w drodze powrotnej. Serwis zajął chwilkę i komp ożył - jak również Andrzejowy szablon bloga na BS, który się posypał po wczorajszych przeróbkach. Pogadaliśmy jeszcze dłuższą chwilę. Do domu wróciłem jak się zaczęło już robić ciemno. Mam nadzieje, że ciśnienie do jutra potrzyma co by rano nie robić kolejnego pitstopa :)

Wyścig XC w Mysłowicach

Niedziela, 11 września 2011 · Komentarze(8)
Kategoria 101-200km
Rano przed wyścigiem wyczyściłem na szybko napęd bo jednak zebrało się już trochę piachu w nim. Na spotkanie z Krzychem na Juliuszu wyjechałem ciut późno więc musiałem nadrobić w trasie cisnąć ze średnią grubo ponad 30. Na miejscu był też Jacek i wspólnie ruszyliśmy tą samą trasą co przy wczorajszym objeździe do Mysłowic pod dom Krzycha. Trasa poszła nam sprawnie, Jacek trochę psioczył na piaszczysty teren w którym jego szosówki się kopią, ale jakbym mu powiedział którędy pojedziemy to pewnie by z nami się nie wybrał :) Pod domem Krzychu poczęstował nas owocami, a ja dodatkowo wszamałem resztki czekolady :) Ruszyliśmy w czwórkę na start wyścigu, okazało się że jednak nie był aż taki kameralny na jaki wyglądało (było więcej niż 40 osób). Tam wrzuciłem pokaźną porcję węglowodanów w postaci naleśników amerykańskich (pancackes) z dżemem z Lidla :) Start trochę się opóźnił, w końcu zaczęliśmy się kulać. Tempo nie było jakieś nadzwyczajne starałem się trzymać środka stawki podobnie jak Krzychu z drugim Krzychem. Czołówka jednak mocno wyrwała do przodu. Na jednym z kolejnych podjazdów wyrwałem się do przodu i zacząłem ich gonić. Poszło mi to całkiem sprawnie bo po pierwszym kółku byłem w ścisłej czołówie. Niestety na pierwszym zakręcie zorientowałem się, że tył coś miękko chodzi i okazało się że złapałem panę. Zsiadłem ze sprzęta i zacząłem prowadzić go do punktu startowego. Tam podszedłem do stolika i chciałem zakończyć wyścig. Rozłożyłem się i już miałem serwisować koło jak podszedł do mnie sprzedawca ze sklepu rowerowego w Mysłowicach (sklep był organizatorem wyścigu) i zaproponował użyczenie swojego roweru. Niestety nie dało rady go dostosować do moich parametrów fizycznych, sztyca była wysunięta na maksa i rama jak na mnie ciut mała. Ale jak to mówią darowanemu koniowi się w zęby nie zagląda. Ruszyłem i od razu zonk. Nie jeździłem w platformach od roku, noga jakoś sama uciekała do góry - nawyk z podciągania w SPD i pierwsze kółko na pożyczonym sprzęcie było naprawdę ciężkie :) Mimo to udało się gonić kolejnych zawodników, 3 kółka zrobione na nowym sprzęcie poszły mi całkiem sprawnie. Problem zaczął się później, nie wiem czy to było wynikiem za niskiej pozycji i dziwnego kąta pracy mięśni nóg ale dopadło mnie najgorsze co może być czyli skurcz. Nie mogłem go w żaden sposób rozjeździć. Sił miałem pod dostatkiem tylko skurcze mięśni nie pozwalały jechać. Na 5 okrążeniu w jednym miejscu prowadziłem rower co ruszyłem korbą znów mnie łapał. I tak dojeżdżając na metę i dostając dubla zakończyłem wyścig z -1 okrążeniem. Okazało się, że dojechałem tam niewiele później niż Krzychu. Drugi Krzysiek zajął 8 lokatę. Zabrakło trochę szczęścia, jednak swoim rowerem się najlepiej jedzie bo wszystko jest dostosowane tak jak trzeba - bo myślę, że mógłbym powalczyć. Powrót z odprowadzeniem przez Krzycha do Maczek po terenach.
Chwilę jeszcze pogadaliśmy (dłuższą chwilę). W drodze powrotnej znów widziałem Lucka na S-Worksie :) Wpis bez czasu bo nie wiem ile zajął mi objazd tych 4 kółek na pożyczonym bike-u.


Jeszcze nieświadomy, że w tylnym kole jest flapek (zaraz po pierwszym kółku):

Ja na pożyczonym sprzęcie (w tle obrócony mój sprzęt gotowy na akcję Jackowego pit-stopa):

Jacek w akcji:

Walka ze skurczem:

Grupowa fotka:

Objazd trasy mysłowickiego wyścigu XC

Sobota, 10 września 2011 · Komentarze(1)
Kategoria 50-100km
Dzisiejszy wypad na rower sponsorowała literka "T" jak teren. Umówiłem się z Krzychem w standardowym miejscu na krzyżówce na Juliuszu. Z lekkim poślizgiem z uwagi na konieczność wymiany dętki przez Krzycha (ja też lubię jak idę po rower do garażu i widzę flapka :) ) ruszyliśmy na spotkanie z drugim Krzychem do Mysłowic. Gdzie się dało to cisnęliśmy terenem po lasach, plecy mam sprawne to mogłem sobie pofolgować i poskakać trochę na małych pagórkach w celu rozruszania darta co by Brunox go dobrze spenetrował :) Po drodze na w okolicach Jaworzna spotkaliśmy Pawła i trochę pogadaliśmy - jak się okazało zrobił małe kółeczko po jaworznickich ścieżkach rowerowych. Pod domem Krzycha byliśmy w miarę szybko, podjechaliśmy od drugiej strony - nie sądziłem, że to tak blisko elektrowni w Jaworznie :) Później już w 3-jkę ruszyliśmy na spotkanie z kolegą od Krzycha - Tomkiem, który jako stary wyjadacz i uczestnik serii półoficjalnych mysłowickich wyścigów XC rozpoczął z nami późniejszy objazd trasy. Przy okazji dowiedziałem się, że przejazd kółeczka odbywać się będzie w przeciwnym kierunku niż na początku zakładano. Trasa technicznie niezbyt wymagająca, jest parę miejsc gdzie trzeba uważać i długi asfaltowy zjazd gdzie można nieźle przycisnąć. Mimo małej ilości jakiś szczególnie stromych podjazdów jednak daje trochę w kość, a to tylko pojedynczy przejazd dzisiaj tylko zrobiony. Na pewno jutro będzie ciekawie, w końcu to tylko zabawa nie ma się co spinać. Ciekawe kiedy przecinaki (podobno rekord kółka to coś koło 19min) nam zasadzą dubla.

Kaemy w terenie spiszę od Krzycha bo pewnie Endomondo zarejestrowało :)

Dom-praca-dom (Sosnowiec - Katowice Piotrowice-Sosnowiec)+ zabrzańska masa krytyczna

Piątek, 9 września 2011 · Komentarze(3)
Kategoria Praca
Przejazd w stronę pracy: DST: 23.68km TIME: 0:52:15 AVG:27.20km/h MAX: 49.75.
Musze sobie gdzieś zapisać: "Będę zakładał błotniki gdy pada (przynajmniej jeden z przodu)" :) Dzisiaj z pośpiechu nawet tego przedniego nie założyłem i przyjechałem do roboty gustownie upaćkany w błotku z mokrym tyłkiem :D Na szczęście suche ciuchy na przebranie czekały na miejscu, a te mokre się suszą na jednej z szaf z serwerami. Poza tym w czasie jazdy jakiś kierowca zwrócił mi uwagę, że mnie prawie nie widać - może miał rację ale moja lampka którą mam normalnie na tyle jest u Krzycha odkąd mu pożyczyłem podczas nocnego powrotu.

Po robocie wypad na masę do Zabrza. Sądząc po tym nieśmiało wychodzącym słońcu będzie dobra pogoda, która wynagrodzi poranne deszcze.

Wypad na masę udany w składzie Jacek, Adam i moja skromna osoba. Olo81 niestety nie stawił się dzisiaj i nie miałem okazji zobaczyć jego ostrzaka na żywo. Przejazd do Zabrza z małym terenowym incydentem (GARMIN pokazał nam fajny skrót przez betonowe płyty i błotko). Pogoda dopisała, tylko na początku trochę postraszyło burzą. Masa podobnie zorganizowana jak w Gliwicach (wsparcie Policji w postaci dwóch aspirantów na motorkach obstawiających skrzyżowanie i bawiących się sygnałami dźwiękowymi i świetlnymi:)). Tempo przejazdu masy wyraźnie wolniejsze niż gliwickie dlatego cała impreza trochę się przeciągła. Powrót bez większych niespodzianek z pożyczonymi od Adama akumulatorami do mojej lampki przedniej i małej diodówce z Decathlonu na tył od Jacka.