Wyruszyłem z domu o 5:30 na spotkanie z Krzyśkiem na Klimontów pod komendę. Tak jak przewidywałem o tej godzinie było ciemno jak w środku nocy. Krzychu ciut się spóźnił, i rozpoczęliśmy wspólny dojazd na pociąg do Piotrowic. Na trasie wrzuciliśmy niezłe tempo, które Krzychu podkręcił wbijając się w tunel za ciepłym Tirem :). Na Giszowcu w okolicy stawu Janina byliśmy ze sporym zapasem czasowym. Po zaliczonej rozgrzewce dalszą część trasy pokonaliśmy w tempie spacerowym. Na dworcu w Piotrowicach byliśmy z 20 minutowym zapasem (jakbym wiedział to można by dłużej pospać zamiast wstawać po 4:00). W przedziale spotkaliśmy 2 bikerów wyruszających jak się później okazało w tą samą trasę jak my czyli w czerwonym na Baranią Górę z Ustronia Polana. W Ustroniu postanowiliśmy trochę zmodyfikować podjazd pod Czantorię i po małych poszukiwaniach odnaleźliśmy ścieżkę rycerską na Wlk. Czantorię (polecaną przez Grzegorza). Ekipa z pociągu postanowiła wyjechać kolejką :) Oznaczenia ścieżki wkrótce się skończyły wraz z asfaltem dojazdowym, kombinując i szukając dalszego jej przebiegu ruszyliśmy kamienistym podjazdem. Wkrótce jedyną możliwością okazał się wypych. Krzychu dał propozycję przedostania się na przestrzał pod wyciąg - tam przynajmniej nie było kamieni, ale tak pchać nie było lekko. Na szczycie odnalazł się szlak na Czantorię. Kilka obrotów korbą i byliśmy na miejscu. Tam o dziwo spotkaliśmy kolegów z pociągu, mówili coś o urwanym łańcuchu (jak można urwać łańcuch wysiadając z kolejki - chyba zaczepiając o jakiś wystający element drzwi :) ) Rozpoczęliśmy zjazd (myśleliśmy że dalej udamy się wspólnie w większej ekipie), lecz koledzy po paru metrach zaczęli schodzić z rowerami. Mój dart spisywał się całkiem nieźle. W połowie zjazdu zrobiliśmy chwilę odpoczynku by wystudzić heble - tam zauważyłem że klamka z tylnego mi trochę zmiękła, ale Krzychu mówił, że to normalne. Hamulec potrafił zatrzymać koło więc biedy nie było. Dalsza część trasy bardzo przyjemna, w drodze na Stożek zrobiliśmy większy popas. Później zaczęły się fajne techniczne odcinki z wystającymi kamieniami, które trzeba było omijać i takież same zjazdy. W jednym miejscu zaryłem kołem o dziurę i przeleciałem przez kierę na szczęście lądując na miękkiej trawie i smakując tamtejszej gleby :) SPD jak na złość się nie wypiął i rower mnie nakrył. Dalej trochę zjazdów i korzeni. Jeden techniczny odcinek z korzeniami robiliśmy 2 razy myśląc, że jesteśmy na złym szlaku. Czesi mieli niezły ubaw widząc nas kursujących tam i z powrotem. W dalszym etapie trasy zjazd do cywilizacji (Kubalonka) i kupno mineralki 0.5l w barze za 3zł, jak na złość obok w kiosku 1,5l zakupiłem za 2zł :). Później nieplanowana modyfikacja (pojechaliśmy w złą stronę rowerowym szlakiem) i zwiedzanie rezydencji prezydenta :) Czarnym szlakiem udało się dotrzeć do czerwonego na Baranią Górę. Tam większą część trasy wypych, a z Baraniej w moim przypadku większą część trasy prowadzenie roweru :). Krzychu na fullu ładnie brykał po tych kamieniach i dużych upadach. Ostatni błotny odcinek niebieskiego nadał mi rasowego wyglądu bikera wracającego z udanej wycieczki. Do Wisły z górki po asfaltach z chwilami przerwy na zdjęcia przy jeziorze Czerniańskim i zaporze na Wiśle. W centrum Wisły spotkaliśmy Jacka, Adama i Sławka w lodziarni (wybrali się wspólnie na 2 dniowy wypad). Chłopaki mieli już wesoło, zwłaszcza szwagier Jacka :) Dłuższą chwilę pogadaliśmy i razem udaliśmy się w kierunku dworca PKP. Tam koledzy upewnili się, że wsiedliśmy do pociągu :) Dojazd z Piotrowic do domu po zmroku w świetle mojej niezawodnej lampki. W lesie giszowskim coś chciało nas zaatakować, padło hasło "to leci na nas" i Krzychu momentalnie zwiększył kadencję :) Zadziwiające co wyobraźnia może podpowiedzieć w takich ciemnościach.
Dystans razem z dojazdem od/do pociągu do Katowic Piotrowic. Krzychu wrzuci pewnie trasę z Endomondo.
Krzychu dopiero fajnie to opisał. Wyprawa się udała szkoda, że nie brykaliśmy tam w większym gronie :) Nam również było fajnie spotkać się i posiedzieć ze znajomymi osobami w nietypowym miejscu z dala od domu. Widzę, że Wasz wypad też był fajny - komentarz Jacka o 18 u Górala :) - zaraz zabieram się za czytanie opisów.
Zdjęcia rewelacyjne. Ale i tak nie oddają frajdy, jaką musieliście mieć drapiąc się tam na górę. Trzeba będzie kiedyś w większej ekipie zorganizować tygodniowy wypad w oklice Wisły i pośmigać i po dolinach i po górach. Fajnie było Was spotkać w Wiśle Podoba mi się opis Waszej wyprawy.
Rower towarzyszy mi od dzieciństwa, gdzie wolny czas spędzało się śmigając po osiedlowych chodnikach i tam też zdobywało umiejętność jazdy. Pelikan, Wigry3, pokomunijny BMX później pierwszy poważniejszy góral Merida Kalahari i pierwsze dalsze wakacyjne wycieczki. Później jakoś tak się potoczyło, że za wiele nie jeździłem.
W 2011r. postanowiłem zakupić nowy rower Krossa LEVEL A6 z myślą by dojeżdżać regularnie do pracy i od tego czasu się zaczęła rozwijać rowerowa pasja. Dzięki niej poznałem wielu ciekawych znajomych zarażonych cyklozą i spotkałem moją drugą połowę, towarzyszkę życia, która toleruje mnie takim jakim jestem :)
Nie gonię za nowinkami technicznymi i lżejszymi wagowo komponentami itd. Najwięcej radości czerpie z minimalizmu i jazdy na najprostszych w konstrukcji rowerach. Od złożenia pierwszego ostrego koła zakochany w takich rozwiązaniach. Buduję rowery od podstaw i sam je serwisuje. Od jakiegoś czasu składam również koła czyli ostatni element jaki zostawiałem w rękach serwisów zewnętrznych. Jak coś nie wyjdzie mogę być tylko zły na siebie, że coś spartoliłem :)
Rowerem poruszam się wszędzie, gdzie tylko się da i bez względu na warunki pogodowe.
Do zobaczenia na trasie!