Wyścig XC w Mysłowicach

Niedziela, 11 września 2011 · Komentarze(8)
Kategoria 101-200km
Rano przed wyścigiem wyczyściłem na szybko napęd bo jednak zebrało się już trochę piachu w nim. Na spotkanie z Krzychem na Juliuszu wyjechałem ciut późno więc musiałem nadrobić w trasie cisnąć ze średnią grubo ponad 30. Na miejscu był też Jacek i wspólnie ruszyliśmy tą samą trasą co przy wczorajszym objeździe do Mysłowic pod dom Krzycha. Trasa poszła nam sprawnie, Jacek trochę psioczył na piaszczysty teren w którym jego szosówki się kopią, ale jakbym mu powiedział którędy pojedziemy to pewnie by z nami się nie wybrał :) Pod domem Krzychu poczęstował nas owocami, a ja dodatkowo wszamałem resztki czekolady :) Ruszyliśmy w czwórkę na start wyścigu, okazało się że jednak nie był aż taki kameralny na jaki wyglądało (było więcej niż 40 osób). Tam wrzuciłem pokaźną porcję węglowodanów w postaci naleśników amerykańskich (pancackes) z dżemem z Lidla :) Start trochę się opóźnił, w końcu zaczęliśmy się kulać. Tempo nie było jakieś nadzwyczajne starałem się trzymać środka stawki podobnie jak Krzychu z drugim Krzychem. Czołówka jednak mocno wyrwała do przodu. Na jednym z kolejnych podjazdów wyrwałem się do przodu i zacząłem ich gonić. Poszło mi to całkiem sprawnie bo po pierwszym kółku byłem w ścisłej czołówie. Niestety na pierwszym zakręcie zorientowałem się, że tył coś miękko chodzi i okazało się że złapałem panę. Zsiadłem ze sprzęta i zacząłem prowadzić go do punktu startowego. Tam podszedłem do stolika i chciałem zakończyć wyścig. Rozłożyłem się i już miałem serwisować koło jak podszedł do mnie sprzedawca ze sklepu rowerowego w Mysłowicach (sklep był organizatorem wyścigu) i zaproponował użyczenie swojego roweru. Niestety nie dało rady go dostosować do moich parametrów fizycznych, sztyca była wysunięta na maksa i rama jak na mnie ciut mała. Ale jak to mówią darowanemu koniowi się w zęby nie zagląda. Ruszyłem i od razu zonk. Nie jeździłem w platformach od roku, noga jakoś sama uciekała do góry - nawyk z podciągania w SPD i pierwsze kółko na pożyczonym sprzęcie było naprawdę ciężkie :) Mimo to udało się gonić kolejnych zawodników, 3 kółka zrobione na nowym sprzęcie poszły mi całkiem sprawnie. Problem zaczął się później, nie wiem czy to było wynikiem za niskiej pozycji i dziwnego kąta pracy mięśni nóg ale dopadło mnie najgorsze co może być czyli skurcz. Nie mogłem go w żaden sposób rozjeździć. Sił miałem pod dostatkiem tylko skurcze mięśni nie pozwalały jechać. Na 5 okrążeniu w jednym miejscu prowadziłem rower co ruszyłem korbą znów mnie łapał. I tak dojeżdżając na metę i dostając dubla zakończyłem wyścig z -1 okrążeniem. Okazało się, że dojechałem tam niewiele później niż Krzychu. Drugi Krzysiek zajął 8 lokatę. Zabrakło trochę szczęścia, jednak swoim rowerem się najlepiej jedzie bo wszystko jest dostosowane tak jak trzeba - bo myślę, że mógłbym powalczyć. Powrót z odprowadzeniem przez Krzycha do Maczek po terenach.
Chwilę jeszcze pogadaliśmy (dłuższą chwilę). W drodze powrotnej znów widziałem Lucka na S-Worksie :) Wpis bez czasu bo nie wiem ile zajął mi objazd tych 4 kółek na pożyczonym bike-u.


Jeszcze nieświadomy, że w tylnym kole jest flapek (zaraz po pierwszym kółku):

Ja na pożyczonym sprzęcie (w tle obrócony mój sprzęt gotowy na akcję Jackowego pit-stopa):

Jacek w akcji:

Walka ze skurczem:

Grupowa fotka:

Komentarze (8)

hehe ale ci fote strzelili

accjacek 13:19 wtorek, 13 września 2011

Ano poszalałem. Też zrobiłem setkę, z czego prawie połowę nie swoim rowerem :) Mówię Wam dziwnie się na platformach jeździ po takim stażu z SPD, noga sama do góry ucieka :) Andi trzeba się ugadać na jakiś wypad, dawno nie jeździliśmy razem bo jakoś nie było okazji (przeważnie w niedziele byłem styrany po poprzednich wycieczkach).

t0mas82 20:35 niedziela, 11 września 2011

Co do sprzętu, to Tomek ma rację. Mój nie nadaje się zupełnie na ściganie. Nowy, który planuję kupić, też raczej nie będzie pod kątem wyścigów. Poza tym dosiadający musi mieć warunki i przekonanie do ścigania. A tego mi brak. Wyjechany dystans nie oznacza, że dam sobie radę w wyścigu. To zupełnie inna technika jazdy, która jest mi obca. Ale trzymam kciuki za następny występ Tomka na wyścigu :-) 2x nie można miec takiego pecha czyli dostanie swoją szansę zwycięstwa :-)

limit 19:52 niedziela, 11 września 2011

No niezle zaszalałeś :)

andi333 19:40 niedziela, 11 września 2011

Czemu miałbym nagle przestać się z Wami zadawać :) Bardzo odpowiada mi jazda z Wami (i z Garminem). Adam jakby kupił lżejsza i lepiej wyposażoną maszynę sam by mógłby wystartować. Warunki i wyjeżdżoną kilometrówkę ma, ale zdaje się że bardziej podchodzą mu kilkudniowe wypady z pełnym sakwami.

t0mas82 19:25 niedziela, 11 września 2011

Co ty Adam jak by wygrał to by się znami przestał zadawać a tak rok ekstra musi poczekać :)

accjacek 19:14 niedziela, 11 września 2011

Qrcze ale niefart :-( Szkoda, że nie miałeś szansy wygrać bo może byś wygrał. A my z Jackiem mielibyśmy wtedy okazję się chwalić, że dotrzymujemy tempa Mistrzowi jeżdżąc z nim na Masy :-D

limit 18:37 niedziela, 11 września 2011

Na fotce po Krzysku widać że będzie atakował czołówke - ta marsowa mina tylko medale powiesić i Napoleon :)

accjacek 18:06 niedziela, 11 września 2011
Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa atorz

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]