W nocy padało ale starcie asfalty suche i warunki stabilne. Temperatura +12C. Przy PIV zaczyna się opad. Na początku o średniej intensywności. Od Grodźca mocniej by przejść w niezłą ulewę w Katowicach. Na Grottgera jakaś kierowniczka wyjeżdża mi z lewej z podporządkowanej jakby miała pierwszeństwo. Po za tym incydentem bez ekscesów. W pracy z zapasem czasu. Do pracy: DST: 50,77km/2:17:00 Przy powrocie coś się chmurzy, chmury tez jakieś czarne, burzowe. Ciepło ale jak przyświeci słonko. Gdy schowa się za chmury przy wiejącym wiaterku nieco chłodnawo. Omijam szlabany, gdyż śpieszę się do Brata Keba by podrzucić mu łańcuchy 1/8''. Na początku chciałem podrzucić pod pracę ale gdy dzwonię okazuje się, że Keb już w domku i zaprasza na michę grochówy przygotowaną przez Kudłatą :) Wyżerki nie odmawiam więc wstępuje w odwiedziny. W międzyczasie z pracy wraca twórczyni tego pysznego posiłku, którym miałem okazję się raczyć. Chwilę jeszcze gadamy ale trzeba się zbierać. Monika pisze mi, że ma spotkanie do 19:00 w centrum DG. Ruszam więc na Centrum by zabrać się wspólnie do domku. Trasa przez Boleradz. Nie wiem czemu, ale wydawało mi się, że jest tam sporo dłużej niż przez Grodziecką. Keb uświadamia mi, że to tylko 300m. Słońce już się całkiem schowało za kołderkę z chmur więc wjeżdża opcja kurtka wiatrówka. Wiatr w plecy pomaga więc szybko pokonuje kolejne km mimo tego, że wyjechałem dopiero 18:20 gdyż się nieco zasiedziałem. Po przyjeździe do domku zaczyna znów padać.
Fotka zastępcza z niedzieli z Liswarciańskiego szlaku rowerowego.
Późny start. Jeszcze późniejszy niż wczoraj, więc od chwili wyjazdu
mocne tempo. Temperatura ok. 9C. Na 15km na Mariankach niemiła
niespodzianka. Urywa się sztyca tuż przy mocowaniu. Na szczęście urwany
kawałek udaje się wepchnąć głębiej (na wyciągniecie nie ma szans bo nie
ma za co złapać :( ) Montuję "skróconą" sztycę i moje siodło jest o
jakieś 5cm niżej. Ruszam. Czuje się jakbym jechał na rowerze młodszego
brata. Pomimo niezbyt ergonomicznej pozycji nadrabiam starty związane z
późniejszym wyjazdem i czasem jaki upłynął na usuwaniu jej skutków. W
pracy o czasie. Do pracy: 50,63 km/2g:06m:17s Po pracy ruszam do centrum Sosnowca w poszukiwaniu sztycy. Najpierw do
Meridy w plastrach miodu. Tam nie mają ale pożyczyłem suwmiarkę by
zmierzyć dokładnie jej średnicę 29.2mm trochę nietypowo. Mała dygresja.
W plastrach rzuciło mi się w oczy ostre koło wypuszczone przez Meridę
model Modano. Biorąc pod uwagę cenę i komponenty to jest to jakaś
masakra. Życzą sobie 2000zł po przecenie. Za tą kwotę można zbudować
fajną torówkę na rurach Columbus max od Orłowskiego z częściami z epoki
klasy Shimano 600 Tri-color, fajnym kokpitem Nitto/jaguar. A tu
dostajemy jakąś chińszczyznę i złote anodyzowanie piast. Najgorsze, że
znajdzie się zapotrzebowanie na taki sprzęt. W centrum Katowic już coś
podobnego dosiadał ktoś. Bleee . Z Meridy ruszam
do świrów z MK-BIKE. Ci jak zwykle nie zawodzą i sztyca jest dostępna.
Dzisiaj główny świr na sklepie. Za przyznanie się do odwiedzania innych
sklepów zostaje wciągnięty na tzw. czarną listę - tych klientów nie
obsługujemy. Montuję sztycę pod sklepem i już z normalną wysokością
siodła ruszam na Kasprzaka, skąd odbiera mnie samochodem Monika
Słonecznie i w miarę ciepło +8C. Późny wyjazd ale udaje się nadrobić
dzięki "króliczkowi" za DK94 w Czeladzi. Rozkręcam się dzieki niemu, a
po wyprzedzeniu widzę, że walczy to podnoszę poziom trudności na
podjazdach. Na finiszu na Borkach widzę, że został jakiś 1km z tyłu, a
ja mam do przodu dobre 5min w stosunku do standardowego
przelotu. Dziękujemy Ci mr. Johnson :) Pod pracą szlabany otwarte więc
dziś dobry czas. Do pracy: DST: 50,65 km/2g:03m:21s Po pracy jeszcze cieplej. Szybki przelot bez niespodzianek i ekscesów spokojnie docieram do domku.
Na starcie +9C. Ulice wyschły po wczorajszych opadach. Wiaterek raczej nieobecny. Trochę późno startuję więc trzeba gonić. Światła na DK1 dobrze współpracują i długo nie czekam. Zyskuje cenne minuty. Na PIV zaczyna padać, ale szybko opad przekształca się w lekką mżawkę. W Grodźcu już zupełnie przestaje tyle, że asfalty mokre. Przy DK94 też długo nie czekam więc na Dąbrówce tylko 3minuty później. Spokojny o dojazd na czas jadę dalej już bez większego pośpiechu. Ostatni szlaban też otwarty więc ze sporym zapasem czasu docieram na miejsce. Do pracy: DST:50.42km/2:07:00
Na starcie +7C i bezwietrznie. Zapowiada się ciepły dzień. Wyruszam
nieco później niż zwykle o 05:15 więc trzeba przebierać dobrze nogami :)
Światła przy DK1 dobrze się synchronizują więc dużo nie czekam i
zyskuję trochę czasu. Przy DK94 w Czeladzi w trochę ponad 1h. Pod pracą załapuję
się na otwarty przejazd więc jestem dziś wcześniej.
Przy powrocie znacznie cieplej. Tradycyjnie czekam chwilę przy szlabanach i ruszam. Na Armii Krajowej ktoś parkując przerysował auto. Dziwne, że nie wyszedł zobaczyć co się stało. Pewno służbowy :) Początkowo myślałem, że to stłuczka z wyjeżdżającym samochodem. Wiatr wyraźnie pomagał i lekko się kręciło. Na Zielonej dzwoni Monika, że jest u Anii i żebym podjechał. Ale rozwiązanie zadań na korkach potrwa jeszcze ze 30min więc umawiamy się, że zacznę już robić zakupy w Biedrze na Kasprzaka. Lodówka świeci pustkami więc to jest słuszna koncepcja. Tak też czynię. Później wracamy razem Kangurem do domku.
Późny start. Poranne czynności przebiegały jakoś wolniej i ruszam o
5:16. Trzeba gonić. Pogoda niezła. Cieplej niż wczoraj. Na osi w
okolicach 8C. Od razu włączam szybsze tempo. Spoglądam na zegarek i
notuję ile czasu tracę do referencyjnego przejazdu. Za Zieloną przy
mostku na Przemszy pojawia się "króliczek". Ma trochę przewagi bo muszę
jeszcze wyjechać na mostek. Motywuje mnie to do szybszego tempa. Udaje
się go dogonić na skrzyżowaniu za Elektrownią, ale kadencję musiałem
trzymać wysoko. Odłacza się przy następnym skrzyżowaniu i rusza do
świateł na S86, a ja w stronę lasku Grodzieckiego. Dzięki niemu mam
tutaj podobny czas co wczoraj. Dziękujemy Ci Mr. Johnson chciało by się
rzec jak w reklamie. Dalej już spokojniejszy i spokojniejszym tempem
przelot do pracy. Na D3S pod stadniną jakiś biker złapał panę i
majstruje coś przy dętce. Zatrzymuje się przy nim i pytam czy wszystko
ma. Okazuje się, że zużył ostatnia łatkę i puściło. Szkło wyciągnął ale
nie ma dętki. Otwieram sakwę serwisową ale mam tylko na gruby wentyl, a w
rowerze presta. Przypominam sobie, że przecież mam łatek sporo i jak
się okazało nawet zapasowy klej :) Daję mu komplet 4 łatek i tubkę
kleju. Zadowolony dziękuje mi. Ruszam dalej. Na Skrzyżowaniu z Armii
Krajowej utrata luftu w przednim kole. Dotaczam się do przejazdów (te
są zamknięte). Powietrze całkiem zeszło. Trudno, nie ma sensu łatać -
szkoda czasu. Biegnę ostatnie 500m do pracy z rowerem. Zaczyna lekko
kropić. Gdy wychodzimy na odprawę solidnie już leje. Udało się zajechać o
suchej stopie ale jednak z przygodami :) Do pracy: 50,61/2:06:00
Rower towarzyszy mi od dzieciństwa, gdzie wolny czas spędzało się śmigając po osiedlowych chodnikach i tam też zdobywało umiejętność jazdy. Pelikan, Wigry3, pokomunijny BMX później pierwszy poważniejszy góral Merida Kalahari i pierwsze dalsze wakacyjne wycieczki. Później jakoś tak się potoczyło, że za wiele nie jeździłem.
W 2011r. postanowiłem zakupić nowy rower Krossa LEVEL A6 z myślą by dojeżdżać regularnie do pracy i od tego czasu się zaczęła rozwijać rowerowa pasja. Dzięki niej poznałem wielu ciekawych znajomych zarażonych cyklozą i spotkałem moją drugą połowę, towarzyszkę życia, która toleruje mnie takim jakim jestem :)
Nie gonię za nowinkami technicznymi i lżejszymi wagowo komponentami itd. Najwięcej radości czerpie z minimalizmu i jazdy na najprostszych w konstrukcji rowerach. Od złożenia pierwszego ostrego koła zakochany w takich rozwiązaniach. Buduję rowery od podstaw i sam je serwisuje. Od jakiegoś czasu składam również koła czyli ostatni element jaki zostawiałem w rękach serwisów zewnętrznych. Jak coś nie wyjdzie mogę być tylko zły na siebie, że coś spartoliłem :)
Rowerem poruszam się wszędzie, gdzie tylko się da i bez względu na warunki pogodowe.
Do zobaczenia na trasie!