Na starcie -1C. Ulice suchę więc bez obaw trasą standardową przez Czeladź. Dzisiaj założyłem zimowego buffa i cienkie kalesono-getry pod spodnie. Może trochę z przesadą ale wolałem być za ciepło ubrany niż marznąć na starcie. Wiatr też dziś nieprzychylny za bardzo nie chciał współpracować. Na zielonej pierwsze promyki słońca leniwie mnie ogrzewają. Nie ściągam warstw ciuchów do końca trasy. Pogodnie ale mroźny poranek zaserwowała majowa aura. W Szopienicach jakaś siarapeta wykonuje manewr skrętu w lewo z prawej strony pasa skutecznie blokując mi możliwość skrętu w prawo. Ludzie trochę myślenia, nie jesteście sami na drodze. Jak by się dobrze ustawił to nawet inny samochód mógłby skręcić w prawo. W Piotrowicach kolejny mistrz kierownicy chce mnie staranować na DDR wjeżdżając do przedszkola/szkoły. Dalej bez ekscesów. Pod szlabanami postój ale jest fajny dróżnik i po Ceskich Drahah otwiera zapory w pół. Już nie raz otwierał nawet zupełnie zamknięte jak widział, że jadę rowerem. Pozdrawiam go i śmigam do bram pracy, w której jestem ze sporym zapasem czasu.
Po pracy dużo cieplej i słonecznej. Niepotrzebne warstwy ciuchów lądują w plecaku. Na starcie krótki postój na szlabanach i ruszam. Trasa standardowa przez Czeladź, Grodziec, Łagiszę, Zieloną oraz rolkostradą przy PIV na Antoniów, Ząbkowice do Łośnia.
Na starcie nieco chłodno +2C. Asfalty suche, tylko gdzieniegdzie ślady po wczorajszych wieczornych opadach. Wiatr zmienił kierunek i dzisiaj trochę odcinków pod wiatr. Trasa standardowa, nic szczególnego się nie wydarzyło. Gdy wychodzi słoneczko robi się cieplej i ściągam wiatrówkę na Borkach. Trafiam na zamknięte szlabany i czekam na Czeske Drahy i KŚ :) W pracy w sam raz.
Troszkę późniejszy wyjazd. Na starcie +8C, asfalty lekko mokrawe i
poranne mgły. A jak mgły to idzie zmiana pogody. Za dnia meteo
przewiduje nawet +16C :) W Czeladzi na skrzyżowaniu z DK94 przepychanki z
jakimś baranem w Audi który koniecznie chciał mnie zepchnąć na pas dla
skręcających w prawo z DK94. Zdjęcia facjaty i blach nie zrobiłem. Czas
zainwestować w kamerkę. Macie jakiś sprawdzony model za który nie trzeba
oddać całej wypłaty i nie będzie go szkoda jak polegnie przy wywrotce ?
:) Na Dąbrówce utrata luftu z tylnego koła. Dopompowuje mając nadzieję, że dziura nie jest duża. Na D3S za stadniną ponownie trzeba dopompować bo obręcz dobija do asfaltu i koło pływa. Potem czas jazdy ulega skróceniu w sposób wykładniczy. Na finalnym etapie wygląda to tak, że 1km jazdy i pompowanie. Na końcu oczywiście szlabany zamknięte. Ceske Drahy przemykają ale dalej zamknięte, a luftu coraz mniej w kole. Wyjmuje pompkę z kieszeni bojówek, która tam przezornie schowałem by oszczędzić czasu na otwieraniu sakwy z narzędziami i jadę z koksem. Pompuje przed przejazdem dopóki nie otwierają szlabanów i tak udaje mi się dojechać do miejsca parkingowego. Szlabany w górę, pompowanie stop i ruszam. Zabawnie było. Na stanowisku pracy melduje się na styk. Po pracy czas na łatanie.
Po pracy ściągam tylne koło i namierzam dziurę. Opona już w takim sobie stanie. Grzbiet wytarty i poprzecinany przez drobne szkiełka. Nic dziwnego, że łatwo coś wbić drobnego. Wydłubuję kawałek szkła, podklejam od spodu oponę łatką i kleję dętkę. Gdy udaje mi się ogarnąć te wszystkie czynności akurat przestaje lać. Ruszam. Najpierw do Lidla na Ochojcu. W Piotrowicach jakaś ciężarówka zastawia DDR. Zjeżdżam na ulicę i jadę kawałek do pierwszej możliwości płynnego wjazdu czyli jak skończy się wyższy krawężnik. Jakiś nadgorliwy trąbi na mnie zaraz i pokazuje mi DDR. Może niech lepiej swoją energie wykorzysta i idzie usunąć ciężarówkę z DDR. W Lidlu drobne zakupy i do domku. Pogoda super. Słonecznie i ciepło. Przyjemny powrót. Prognozy meteo się sprawdziły.
Na starcie +10C - ciepło. Ulice mokre od nocnych opadów ale gdy ruszam nie pada. Przyjemny i spokojny dojazd do pracy. W Piotrowicach wymiana pozdrowień ze startującym do pracy Amigą. W pracy ze sporym zapasem czasu. Do pracy: DST: 50,21km 2:12:00 Przy powrocie warunki podobne. Asfalty zdążyły się nieco wysuszyć. Spokojnie bez ekscesów docieram do domku.
Na starcie +4C. Padało w nocy i pada w chwili startu. Wczoraj i przedwczoraj to była zaledwie namiastka tego co czekało na mnie dzisiaj. Pogoda nie pozostawia złudzeń, że jakoś nagle magicznie przestanie lać. Zderzam się ze ścianą deszczu i tak przez większość trasy nie chce przestać. Czasy na punktach kontrolnych podobne. Po drodze spotykam szybki alkomat pod wiaduktem przy S86 na Borkach - zmienili lokalizację, ale dopiero się rozstawiali więc jadę dalej. Spokojny dojazd, przed pracą łapie mnie szlaban i 2 pociągi IC i KŚ. Jestem więc na styk. Do pracy: 50,91km/2:39:00
Dzisiaj z rana padał deszcz, a później w ciągu dnia śnieg. Za to na powrocie dla odmiany bez opadu. Temperatura nadal oscyluje koło +4C. Odbieram zamówienie dla Rowerowej Norki i ruszam standardową trasą. Trochę zmęczył mnie dzisiejszy dzień. Jadę bo jadę bez przekonania i tak kulam się w kierunku domku. Tak jakby ktoś zacisnął mi hamulec. W Grodźcu zdjęcia nowej organizacji ruchu na osiedlu. Do domku docieram nieco później niż zwykle. Wieczorem przydałoby się wymienić #keta2 bo już układa się na końcach blatu, ale strasznie się nie chce dłubać. Chyba wezmę i spakuje nowy łańcuch do sakwy. Mam nadzieje, że jutro jakoś dojadę na starym chociaż w jedną stronę do pracy :)
Na starcie +5C. Asfalty mokre i kropi. Ruszam dosć późno bo jeszcze montuję koło z przodu. W Ząbkowicach okazuje się, że powietrze zeszło dość szybko. Wymieniam dętkę i tracę z 10min. Trzeba skrócić trasę. Jadę koło PIII na centrum Dąbrowy. Oczywiście jak późno to szlabany zamknięte. Kolejne minuty na minus. Dętka też ma defekt, powietrze schodzi z niej ale nie tak szybko jak w wymienionej. Muszę dobić luftu za sztygarką, a później na Murckowskiej. Na Zawodziu szybki alkomat, ale bez targetu na rower. W pracy z dużym zapasem czasem. Zdziwiłem się,że tak sprawnie dojechałem pomimo tylu przeciwności.
Powrót zapowiadał się bezdeszczowo. Ruszam po wcześniejszym nadmuchaniu przedniego koła, które utraciło luft. Trasa standardowa, nie pcham się do lasu bo będzie tam bagno tylko grzecznie czekam na otwarcie szlabanów. Wiatr sprzyja i jedzie się sprawnie. W Czeladzi zaczyna delikatnie kropić by w Grodźcu się rozkręcić na dobre. Ostatnia godzina jazdy w mocnym deszczu. W domku ciuchy lądują w pralce. Jutro pogoda zapowiada się podobnie. Temperatura nadal ok. +5C.
Na starcie +2C, ale sucho i raczej bezwietrznie. Ruszam z zapasem czasu
5:05 więc już bez napinania spokojnie się kulam. Już na starcie całkiem
jasno. W Antoniowie rozbieram się z wiatrówki bo już się rozgrzałem i
nie chce się upocić. Wkrótce zaczyna nieśmiało wychodzić słonko i robi
się znacznie cieplej. W Kato o 7:00 już zupełnie przyjemnie. DST: 50,98km/2:13:00 Po pracy szybki serwis piasty z tyłu. Zauważyłem już wczoraj, że dostała
luzu. Ogarniam sprawnie i ruszam. Akurat szlabany otwarli więc czasowo
nic nie tracę :) Na starcie zaczyna coś kropić ale szybko przestaje.
Niebo zachmurzone ale w miarę ciepło. Trasa standardowa. Na PIII odbijam
na centrum do apteki po strzykawy potrzebne mi do serwisu rowerowego.
Biorę komplet 10,20,50,100ml i 2 zestawy infuzyjne :)Z centrum D.G. w
kierunku huty ale skręcam na PI i Ząbkowice by nie pchać się z TIRami na
zwężeniach. Z przodu ubytek luftu, ale nie chce mi się łatać więc dopompowuje. W domku czasowo też nieźle tylko zapomniałem zastopować
Endo i nabiło 3h :) Po kolacji zabieram się za łatanie i umieszczę zaktualizowany widok łatkodętki :)
Rano +1C i trochę wieje. Jadę krótszym wariantem, głównymi drogami bo
trochę późno wychodzę z domu. Nawierzchnia może być różna. Na starcie
coś tam lekko poprószyło ale szybko przestało. Ulice mokre, ale nigdzie
nie było ślisko. Jadę koło Ludowego bo sporo wcześniej jestem w centrum
Sosnowca. W pracy z dużym zapasem czasu.
Rower towarzyszy mi od dzieciństwa, gdzie wolny czas spędzało się śmigając po osiedlowych chodnikach i tam też zdobywało umiejętność jazdy. Pelikan, Wigry3, pokomunijny BMX później pierwszy poważniejszy góral Merida Kalahari i pierwsze dalsze wakacyjne wycieczki. Później jakoś tak się potoczyło, że za wiele nie jeździłem.
W 2011r. postanowiłem zakupić nowy rower Krossa LEVEL A6 z myślą by dojeżdżać regularnie do pracy i od tego czasu się zaczęła rozwijać rowerowa pasja. Dzięki niej poznałem wielu ciekawych znajomych zarażonych cyklozą i spotkałem moją drugą połowę, towarzyszkę życia, która toleruje mnie takim jakim jestem :)
Nie gonię za nowinkami technicznymi i lżejszymi wagowo komponentami itd. Najwięcej radości czerpie z minimalizmu i jazdy na najprostszych w konstrukcji rowerach. Od złożenia pierwszego ostrego koła zakochany w takich rozwiązaniach. Buduję rowery od podstaw i sam je serwisuje. Od jakiegoś czasu składam również koła czyli ostatni element jaki zostawiałem w rękach serwisów zewnętrznych. Jak coś nie wyjdzie mogę być tylko zły na siebie, że coś spartoliłem :)
Rowerem poruszam się wszędzie, gdzie tylko się da i bez względu na warunki pogodowe.
Do zobaczenia na trasie!