Późny start. Jeszcze późniejszy niż wczoraj, więc od chwili wyjazdu
mocne tempo. Temperatura ok. 9C. Na 15km na Mariankach niemiła
niespodzianka. Urywa się sztyca tuż przy mocowaniu. Na szczęście urwany
kawałek udaje się wepchnąć głębiej (na wyciągniecie nie ma szans bo nie
ma za co złapać :( ) Montuję "skróconą" sztycę i moje siodło jest o
jakieś 5cm niżej. Ruszam. Czuje się jakbym jechał na rowerze młodszego
brata. Pomimo niezbyt ergonomicznej pozycji nadrabiam starty związane z
późniejszym wyjazdem i czasem jaki upłynął na usuwaniu jej skutków. W
pracy o czasie. Do pracy: 50,63 km/2g:06m:17s Po pracy ruszam do centrum Sosnowca w poszukiwaniu sztycy. Najpierw do
Meridy w plastrach miodu. Tam nie mają ale pożyczyłem suwmiarkę by
zmierzyć dokładnie jej średnicę 29.2mm trochę nietypowo. Mała dygresja.
W plastrach rzuciło mi się w oczy ostre koło wypuszczone przez Meridę
model Modano. Biorąc pod uwagę cenę i komponenty to jest to jakaś
masakra. Życzą sobie 2000zł po przecenie. Za tą kwotę można zbudować
fajną torówkę na rurach Columbus max od Orłowskiego z częściami z epoki
klasy Shimano 600 Tri-color, fajnym kokpitem Nitto/jaguar. A tu
dostajemy jakąś chińszczyznę i złote anodyzowanie piast. Najgorsze, że
znajdzie się zapotrzebowanie na taki sprzęt. W centrum Katowic już coś
podobnego dosiadał ktoś. Bleee . Z Meridy ruszam
do świrów z MK-BIKE. Ci jak zwykle nie zawodzą i sztyca jest dostępna.
Dzisiaj główny świr na sklepie. Za przyznanie się do odwiedzania innych
sklepów zostaje wciągnięty na tzw. czarną listę - tych klientów nie
obsługujemy. Montuję sztycę pod sklepem i już z normalną wysokością
siodła ruszam na Kasprzaka, skąd odbiera mnie samochodem Monika
Komentarze (3)
:-) Czyli mam rozumieć, że czeka nas jeszcze w przyszłości kilka Twoich sensacyjnych wpisów z kategorii "Jak zepsuć..." :-D
Rower towarzyszy mi od dzieciństwa, gdzie wolny czas spędzało się śmigając po osiedlowych chodnikach i tam też zdobywało umiejętność jazdy. Pelikan, Wigry3, pokomunijny BMX później pierwszy poważniejszy góral Merida Kalahari i pierwsze dalsze wakacyjne wycieczki. Później jakoś tak się potoczyło, że za wiele nie jeździłem.
W 2011r. postanowiłem zakupić nowy rower Krossa LEVEL A6 z myślą by dojeżdżać regularnie do pracy i od tego czasu się zaczęła rozwijać rowerowa pasja. Dzięki niej poznałem wielu ciekawych znajomych zarażonych cyklozą i spotkałem moją drugą połowę, towarzyszkę życia, która toleruje mnie takim jakim jestem :)
Nie gonię za nowinkami technicznymi i lżejszymi wagowo komponentami itd. Najwięcej radości czerpie z minimalizmu i jazdy na najprostszych w konstrukcji rowerach. Od złożenia pierwszego ostrego koła zakochany w takich rozwiązaniach. Buduję rowery od podstaw i sam je serwisuje. Od jakiegoś czasu składam również koła czyli ostatni element jaki zostawiałem w rękach serwisów zewnętrznych. Jak coś nie wyjdzie mogę być tylko zły na siebie, że coś spartoliłem :)
Rowerem poruszam się wszędzie, gdzie tylko się da i bez względu na warunki pogodowe.
Do zobaczenia na trasie!