Przejazd do pracy: DST: 43.39km/h TIME: 1:37:49 AVG: 26.61km/h MAX: 43.74km/h HRAVG:125bpm HRMAX: 153bpm Rano wstajemy o 4:50. Jedzonko zostało przyszykowane w części już wczoraj więc z góry założyliśmy dłuższy sen :) Wspólnie z Moniką szykujemy śniadanie i jedzenie do pracy wymieniając się zadaniami więc wszystko idzie bardzo sprawnie. Po zjedzeniu pysznej jajecznicy na podsmażonej kiełbasce wyruszamy w drogę punkt 5:40, jest nieźle. Na dworze chłodno, tylko 12stopni. Cóż trzeba przywyknąć do wożenia dodatkowych ciuchów i powrotów w wersji na letniaka :) Ubieram również walącą po oczach kamizelkę odblaskową - nie chcę aby ktoś we mnie się wpakował, zwłaszcza, że widoczność rankiem nie jest zbyt dobra. Trasa to tzw. standard poranny. Na pierwszym punkcie kontrolnym czyli Tworzniu jesteśmy przed 6:00 więc nie musimy żyłować tempa. W Sosnowcu dobry układ świateł pozwala bez straty cennych minut przejechać pod ślimakiem. Niedługo później jakiś baran mija nas na gazetę. Pech dla niego chciał, że dochodzimy go na światłach za wiaduktem w Centrum. Monika sugeruje abym go uwiecznił na zdjęciu, sama zaś jedzie dać mu lekcje przepisów Kodeksu Drogowego.
Lekcja jest krótka bo trwa jedną zmianę świateł, kierowca chyba nie do końca wie co zrobił źle - widocznie ta jedna szara komórka jeszcze dobrze się nie rozgrzała na stykach. Dalej bez niemiłych zdarzeń śmigamy na Murckowską. W moim drugim punkcie pomiarowym jesteśmy 10min przed 7:00 czyli dużo wcześniej niż ostatnio. Żegnamy się i ruszam przez 3 stawy oraz lasy na Ochojcu do pracy. Po drodze znajduję trochę czasu na wykonanie zdjęcia zamglonego lotniska na Muchowcu.
Na skrzyżowaniu w Piotrowicach z Armii Krajowej również trafiam na zielony kolor i szlabany kolejowe są otwarte. W pracy z dużym zapasem czasu, uświadamia mi to ile czasu się traci stojąc na światłach. Po pracy jadę po Monikę przez 3 stawy. Okazuje się, że znów musimy się wrócić na Ochojec po odbiór zamówienia. Do domu postanawiamy przejechać przez staw Janina na Giszowcu, Mysłowice. Po drodze zauważam, że obrywa mi się linka w przedniej przerzutce. Od tego czasu nie zrzucam już z blata. Później udajemy się na Zagórze, następnie ścieżką rowerową wzdłuż ul. Braci Mieroszewskich aby przejechać obok hali Expo na Real w Dąbrowie Górniczej. Tam robię spore zakupy, a Monika wysyła paczkę na poczcie. Z obładowanymi plecakami ruszamy na Łosień do domku. W domu wymiana linki i regulacja przerzutki. Pozdrawiam wszystkich czytających!
Przejazd do pracy: DST: 43.67km TIME: 1:38:38 AVG: 26.56km/h MAX: 42.16km/h. Ciężki poranek, znów ciężko się zebrać po pierwszym budziku. Wstajemy ciut późno, wymieniamy się wraz z Moniką porannymi obowiązkami, tak aby przyśpieszyć czynności startowe. Ostatecznie udaje się wyjechać o 5:45 co zapowiada znów gonitwę do pracy.
Rano trochę cieplej niż wczoraj 12stopni i ciut szarawo. Włączam lampkę z tyłu aby być widocznym, choć Monika twierdzi, że i tak mnie prawie nie widać - następnym razem założę kamizelkę. Trasa standardowa. Po drodze dodatkowe zakupy na śniadanko do pracy dla Moniki w SPARze na Zawodziu :) Na Murckowskiej jesteśmy chwilę po 7:00. Żegnamy się i ruszam mocnym tempem przez 3stawy do siebie do pracy, gdzie z racji zamkniętych szlabanów ruszam przez niestrzeżony przejazd :-) Po pracy jadę po Monikę na Murckowską. Po drodze odbieram przesyłkę dla Rowerowej norki. Wspólnie z Moniką ruszamy dostarczyć zamówienie osobiście do Siemianowic przy okazji robiąc sobie fajną wycieczkę. Załatwiamy sprawę błyskawicznie i ruszamy na tamtejsze pole golfowe.
Dzisiaj czuje się lepiej, organizm zwalczył początki przeziębienia. Na 8:20 mam umówioną wizytę u lekarza. Jak to bywa w NFZ godzina umówiona to nie godzina wejścia do gabinetu. Nie chce nadużywać elastyczności pracodawcy jeśli chodzi o wypisywanie się z pracy w celu załatwienia spraw więc biorę dziś urlop. Ruszamy wspólnie z Moniką standardową trasą. Po drodze łapie nas mżawka i jest generalnie chłodno. Na autostradzie na centrum Sosnowca żegnamy się, Monika tnie prosto, ja do góry na Zagórze. Na Zagórzu z mżawki robi się lokalna ulewa. W domu jestem o 8:00, szybka kąpiel i do lekarza. Jak przypuszczałem zajęło to trochę czasu i z powrotem w domu jestem dopiero około 10:00. Uzupełniam zaległe wpisy na BS chrupiąc II śniadanie. W drodze powrotnej wychodzi słońce, które towarzyszy mi prawie do końca podróży.
W Łośniu jadę jeszcze wysłać przesyłki na pocztę. Później ruszam do sklepu rowerowego u Tomka na Mikołowskiej w celu zakupu konusów do piasty Shimano M545. Jedzie się ciężko bo non-stop pod wiatr przez 30km. Na miejscu niestety nie znajduję tego co poszukuje, również w Bikershopie na Placu Wolności i Meridzie na Chorzowskiej. Następnie jadę wzdłuż DK86 ścieżką rowerową po Monikę i ruszamy w drogę powrotną do domu przez Szopienice, Morawę. W Centrum Sosnowca w plastrach miodu dostaje zestaw naprawczy piasty za całe 16zł.
Dalej przez Auchan i odbijamy nietypowo na Real w Dąbrowie Górniczej, Tworzeń i Łosień. W Łośniu do Taty Moniki i Heni po pyszne jabłuszka z ogrodu. Pozdrawiam wszystkich czytających !
W dniu dzisiejszym chcąc nie chcąc awansowałem do kat. M3 przy ewentualnych startach :) Całe przedpołudnie i wczesne popołudnie mija na generalnym sprzątaniu domu i szykowaniu się na wizytę. Po "inspekcji" moich rodziców oraz posiedzeniu przy kawie i ciastku możemy wreszcie odetchnąć z ulgą - inspekcja nie znalazła żadnych uchybień :) Prezentujemy jeszcze zdjęcia z wyprawy i tak mija szybko czas. Żegnamy moich rodziców, którzy wracają do siebie. Na obiado-kolację pyszne krokieciki i później wspólnie z Moniką jedziemy do Dąbrowy Górniczej w okolice Reala załatwić m.in sprawy biznesowe i spotkać się choć na chwilę z Ewą. Wieczór nieco chłodny, wracając czuję jak tracę siły - starość nie radość. W domu okazuje się, że to chyba jakieś początki przeziębienia.
Rankiem mieliśmy objechać po kosę, gdyż podwórze zarosło już na tyle, że próbujący nas odwiedzić goście są przekonani, że główne wejście znajduje się na tyłach budynku :) Przyszykowani próbujemy odpalić cytrynę lecz dawno nie używana nie startuje. Postanawiamy ruszyć rowerami i jakoś to uwiązać. Udaje się ją zamontować na pancernym mule, gdyż posiada bagażnik gdzie można stabilnie umieścić silnik kosy. Powstaje swoista maszyna, która od razu kojarzy mi się z innym projektem.
Po dostarczeniu narzędzi pracy zabieramy się za roboty porządkowe. Ja podcinam żywopłot i plantacje drzewek samosiejek, dla których kosa jest za licha. Monika kosi murawę. Tak nam upływa sobotnie popołudnie i całość udaje się doprowadzić do jakiegoś względnego ładu. Następnie wieczorkiem po 19:00 zapinam przyczepkę z sakwami i udaję się na zakupy do Auchan. Słoneczko powoli już zachodzi.
W Auchan trochę schodzi na robieniu sprawunków, pakowaniu zakupów a jest co pakować - sakwy jak się okazuje później mają razem 30kg. Spod Auchan ruszam po 21:00.
Co mnie zaskoczyło to sporo rowerzystów śmiga nocami w kamizelkach - chyba każdy napotkany posiadał, ja też ubieram swoją z IV ZMK - zawsze to większa widoczność na drodze. Na Tworzniu kierowcy omijają mnie szerokim łukiem, niektórzy zamiast spokojnie się dołączyć z podporządkowanej to czekają jak przejadę. W sklepiku w Łośniu koło ronda drobne zakupy i do domku. Pozdrawiam wszystkich czytających!
Wstaję rano o 4:15 i przygotowuje śniadanko obserwując jak Monika walczy z budzikiem ustawiając kolejne drzemki :) Dzisiaj w jadłospisie znów naleśniki ale one nigdy mi się nie znudzą. Pokaźną porcję ciasta udaje mi się wypiec na patelni w całości w czasie 40min, chrupiąc pierwszą partię zaraz po przygotowaniu :) Starcza tego dla nas na śniadanko i jedzonko do pracy. Na drugi posiłek pakuję do pojemników przepyszne leczo. Szybka kąpiel i szukanie ciuchów na drogę. Wyjeżdżamy o tej samej porze co wczoraj, więc tym razem znów trzeba gonić. Na Murckowskiej jesteśmy 6:55. Żegnam się z Moniką i ruszam dalej solo na 3 stawy gdzie wiem, że czeka mnie dodatkowe ominięcie zamkniętej drogi terenową ścieżką. Za stadniną zupełnie pusta alejka w parku, zwykle tam spotykałem sporo "patyczaków" i rowerzystów.
Na Jankego omijam zamknięte szlabany kolejowe niestrzeżonym przejazdem i w pracy na miejscu jestem o 7:25 :)
Po pracy jadę na Murckowską po Monikę i wspólnie wracamy do domu. Po drodze zakupy w Lidl w Dąbrowie Górniczej oraz do Taty Moniki i Heni po pyszne jabłuszka z przydomowego sadu.
Przejazd do pracy: DST: 43.19km TIME: 1:39:02 AVG: 26.16km/h MAX: 44.40km/h. Rano pobudka 4:20. Wstaję dzisiaj pierwszy, przygotowuje kawę i ciasto na śniadaniową ucztę w postaci pulchnych naleśników amerykańskich :) Udaje mi się dokonać wypieku pierwszej partii i schrupać kilka. Monika dołączą ciut później zmieniając mnie przy patelni, a ja w tym czasie wykonuję inne czynności startowo-dopracowe - nie ma jak pełna współpraca i wymienność ról. Dzięki temu wszystko przebiega sprawnie i wyruszamy o czasie. Staram się jechać w miarę płynnie bez szarpania się pod górki (mam nadzieje, że udało mi się to osiągnąć na większości trasy). Dzisiaj bez specjalnych niespodzianek na drodze, docieramy o równej 7:00 pod Murckowską w Katowicach. Później solo przez 3 stawy, tam coś najwyraźniej rozkładają w ramach zbliżającej się imprezy.
Na koniec omijam zamknięte szlabany przejazdem niestrzeżonym i w pracy jestem o równej 7:30 :)
Po pracy po Monikę na Murckowską i razem wyruszamy w drogę do domu. Na 3 stawach niespodzianka - zamknęli drogę dojazdową i zagrodzili barierkami. Omijam je bokiem terenową ścieżką wydeptaną przez rzesze wku****ych ludzi wyjeżdżając przed samym wjazdem na rolkostradę :)
Pod Murckowską na ścieżce rowerowej masa ludzi czekająca na jakiś transport i blokująca ten pas ruchu. Nagle kiedy wymijam sznur ludzi jakaś kobieta wbiega mi prost przed rower widząc chyba podjeżdżający blachotransport do domu. Ledwo wyhamowuje i unikam wpadnięcia na nią. W centrum Sosnowca pod ślimakiem podwójny zamach na moje życie, odbijam na prawo bo 2 bałwanów za kółkiem by mnie przyhaczyło. Odnośnie haczenia to zahaczamy później jeszcze o Lidla na Środuli, gdzie kupuję skarpetki sportowe i trochę bieżących zakupów. Pod szkołą z armatą na dziedzińcu mały postój na posiłek. Zjadam zakupione w Lidlu serki pleśniowe bo trochę zgłodniałem już :) Późniejsza trasa wiedzie nas podobnie jak rankiem przez Auchan, Mydlice, Centrum D.G na Broadway i Tworzeń. W Łośniu jedziemy obok siebie, są warunki - przeciwległy pas zupełnie pusty. Nagle ktoś na nas "tita". Monika z nerwów puszcza głośno soczystą wiązankę, ja usuwam się robiąc miejsce. Okazuje się później, że to trąbiła jadąca za nami Policja :) Oboje wybuchamy śmiechem co natychmiast poprawia nam humor zpsuty przez wcześniejsze zdarzenia :) Pozdrawiam wszystkich czytających!
Przejazd do pracy: DST:43.23km TIME: 1:40:49 AVG: 25.68km/h MAX: 40.28km/h. Rano wczesna pobudka. Przygotowuje śniadanko i pakuje przyszykowane jedzonko do pracy. Dzisiaj uczta kulinarna w postaci pysznego lecho, które przygotowała wczoraj Monika. Jeszcze tylko smarowanie napędów i wyruszamy wspólnie do pracy. Straszy deszczem, nawet coś tam zaczęło kropić, ale praktycznie zaraz po wyjeździe przestaje. Niebo nadal zachmurzone. Jedziemy standardową trasą. Po drodze napotykamy kilku baranów drogowych i nieodpowiedzialnych właścicieli piesków. W Szopienicach panoszące się gołębie przypominają mi wczorajsze zdarzenie, gołąbek został usunięty :) Na Murckowskiej jesteśmy ok 7:00. Żegnam się z Moniką i śmigam solo przez 3 stawy i Ochojec do pracy.
Rano pobudka 4:20. Wstaję i szykuje dla nas śniadanko i jednocześnie makaronik do pracy :) Czynności startowe przebiegają sprawnie i udaje się wraz z Moniką wyruszyć o planowanym czasie. Na dworze cieplutko, najwyraźniej zapowiadane prognozy cieplejszych dni się sprawdzą. Przejażdżkę "umila mi" dzwonienie krzywej tarczy z tyłu w serwisowym kole (muszę w końcu zrobić to właściwe). W centrum Sosnowca na światłach ktoś "tita" na nas, zastanawiam się o co chodzi :) Okazuje się, że to noibasta, który dziś jest pierwszy dzień po urlopie. Potrzeba wdrożenia się w obowiązki sprawiła, że wyjechał tak wcześnie i znów udało się mu nas ustrzelić w trasie :)
Żegnam się z Moniką na Murckowskiej i ruszam dalej do siebie do pracy przez 3stawy i lasy w Ochojcu.
Po pracy jadę na Murckowską po Monikę. Na dworze ciepło, jedzie mi się całkiem przyjemnie i lekko. Na miejscu jestem w miarę wcześnie. Wspólnie ruszamy przez Zawodzie, Szopienice. W Szopienicach mknę dość szybko, prawie 30 na blacie. Na drodze spostrzegam pałętającego się gołąbka. Chce go wyminąć a ten włazi mi pod przednie koło. Na hamowanie jest za późno. Amortyzator ładnie go wybiera, słyszę tylko gruchnięcie i chrupnięcie. Trudno, jeden gołąbek mniej - jadę dalej :) W centrum Sosnowca jedziemy w stronę Auchan z zamiarem zrobienia zakupów. Monika nie czuje się dziś zbyt dobrze. To chyba przez tą wysoką temperaturę panującą na dworze. Jedziemy więc po szybkich zakupach w Netto bezpośrednio na Zagórze zjeżdżając z Grota Roweckiego ślimakiem do Centrum. Resztę sprawunków zakupuję w E.Leclerc na Zagórzu. Tam też się rozstajemy. Monika rusza do siebie, ja udaje się do rodziców bo miałem podjechać po pracy naprawić internet i załatwić kilka drobnych spraw. Po wykonaniu wszystkich zadań ruszam solo na Łosień najkrótszą drogą z dodatkowym ładunkiem w postaci przywiązanej trytytkami do plecaka torby z laptopem. Nie oszczędzam się gnam ile pary w nogach. Pod hutą mija mnie 806, który jedzie w stronę Łośnia. Później ja mijam jego i kierowca nie daje rady mnie już przegonić choć spotykamy się na nowo oddanym do użytku rondku w Łośniu :) Pozdrawiam wszystkich czytających!
Amatorów takiego spędzania czasu wolnego nie brakuje. Później udajemy się do Taty Moniki na pyszny obiadek. Na miejscu oglądanie zdjęć z wyprawy wakacyjnej. Pozdrawiam wszystkich czytających!
Rower towarzyszy mi od dzieciństwa, gdzie wolny czas spędzało się śmigając po osiedlowych chodnikach i tam też zdobywało umiejętność jazdy. Pelikan, Wigry3, pokomunijny BMX później pierwszy poważniejszy góral Merida Kalahari i pierwsze dalsze wakacyjne wycieczki. Później jakoś tak się potoczyło, że za wiele nie jeździłem.
W 2011r. postanowiłem zakupić nowy rower Krossa LEVEL A6 z myślą by dojeżdżać regularnie do pracy i od tego czasu się zaczęła rozwijać rowerowa pasja. Dzięki niej poznałem wielu ciekawych znajomych zarażonych cyklozą i spotkałem moją drugą połowę, towarzyszkę życia, która toleruje mnie takim jakim jestem :)
Nie gonię za nowinkami technicznymi i lżejszymi wagowo komponentami itd. Najwięcej radości czerpie z minimalizmu i jazdy na najprostszych w konstrukcji rowerach. Od złożenia pierwszego ostrego koła zakochany w takich rozwiązaniach. Buduję rowery od podstaw i sam je serwisuje. Od jakiegoś czasu składam również koła czyli ostatni element jaki zostawiałem w rękach serwisów zewnętrznych. Jak coś nie wyjdzie mogę być tylko zły na siebie, że coś spartoliłem :)
Rowerem poruszam się wszędzie, gdzie tylko się da i bez względu na warunki pogodowe.
Do zobaczenia na trasie!