Wpisy archiwalne w kategorii

101-200km

Dystans całkowity:7741.56 km (w terenie 1195.00 km; 15.44%)
Czas w ruchu:338:38
Średnia prędkość:21.84 km/h
Maksymalna prędkość:72.48 km/h
Maks. tętno maksymalne:192 (100 %)
Maks. tętno średnie:133 (69 %)
Suma kalorii:21572 kcal
Liczba aktywności:65
Średnio na aktywność:119.10 km i 5h 27m
Więcej statystyk

Niedzielny wypad do Wadowic

Niedziela, 17 lipca 2011 · Komentarze(0)
Kategoria 101-200km
Do ekipy dołączył dziś nowy biker - Damian (Doms). Po zebraniu się na placu i przywitaniu całą ekipą ruszyliśmy w stronę Niwki, Jaworzna, Chrzanowa. Później jak się okazało pojechaliśmy inną drogą niż mieliśmy początkowo zamiar. Ruch samochodowy o tej godzinie jak zwykle znikomy, więc po asfaltach śmigało się równym tempem. Wyposażony w nowe lżejsze koło ochoczo pokonywałem napotkane wzniesienia, jechało mi się niezwykle lekko. Trasa w kierunku Wadowic została pokonana ekspresowym tempem, po drodze spotkaliśmy bikera z Chrzanowa na mtb z cienkimi oponkami, który kierował się na Kalwarię Zebrzydowską i wskazał nam właściwy kierunek na Wadowice. Na miejscu zjedliśmy po tradycyjnej kremówce i obejrzeliśmy rynek będący w głębokiej przebudowie. W drodze powrotnej zaliczyliśmy podjazd na zameczek w okolicach Babic. Wypad można uznać za udany, brakowało jednak jakiegoś lekkiego terenu typu wjazd w las (nie samym asfaltem człowiek żyje).



Fotki z wypadu
Fotki Andrzeja

Niedzielny wypad na Pszczynę i Goczałkowice

Niedziela, 10 lipca 2011 · Komentarze(6)
Kategoria 101-200km
Trasę rozpoczęliśmy z Krzyśkiem od zajechania pod staw Janina na Giszowcu. Stamtąd ruszyliśmy lasami w kierunku Murcek. Później w okolicy złapaliśmy się czerwonego szlaku na Tychy (zahaczyliśmy jeszcze o Paprocany zbaczając na zielony) i docelowo na Pszczynę. Zdarzyło się trochę pobłądzić ale to z reguły przez oszczędność znakujących (w miejscach gdzie szły razem 3 szlaki malowany był pojedynczy kolor któregoś z nich, zwykle nie ten za którym podążaliśmy :) ). Pogoda dopisała, fajnie też było powłóczyć się po lasach szutrami i bardziej lub mniej dziurawymi drogami. Z Pszczyny udaliśmy się w kierunku Goczałkowic i objechaliśmy kawałek tamtejszego zalewu. Powrót dla odmiany zrobiliśmy przez Centrum Tychów, tak aby jeszcze zaliczyć browary Tyskie. Wracając lasami wyjechaliśmy trochę nie tam gdzie chcieliśmy i zrobiliśmy małą pętle z Podlesia na Kostuchnę i Piotrowice asfaltami zaliczając na koniec niewielkie podjazdy. Ogólnie wypad można zaliczyć do udanych, szkoda tylko że frekwencja niewielka.

Fotki z wypadu

Deszczowy wypad na jurę - Rabsztyn i Ogrodzieniec.

Niedziela, 3 lipca 2011 · Komentarze(1)
Kategoria 101-200km
Rano nic nie zapowiadało takiego oberwania chmury (no może wczorajsze prognozy pogody, ale kto by im ufał). Wyprawę rozpoczęliśmy w składzie ja, Andrzej oraz Krzysiek (DG Strzemieszyce). Do Olkusza udaliśmy się drogą przez Sosinę oraz szutrami z Bukowna. W okolicach Rabsztyna zaczęło już porządnie kropić. Później było tylko gorzej. Dzisiaj wisiało nade mną jakieś fatum. Podążając za czerwonym szlakiem z Rabsztyna postanowiliśmy zwiedzić przydrożne ruiny, przy schodzeniu z roweru zahaczyłem o błotnik i go ułamałem, na zjeździe nie zdążyłem wyhamować przed zakrętem i zaliczyłem centralny wjazd w krzaczory (tam urwałem kabel od podstawki licznika). Najgorsze dopiero miało nadejść. W trakcie tak intensywnych opadów czerwony szlak rowerowy zamienił się w wodno-błotną mordownie. Kręcenia nie ułatwiał porywisty wiatr oraz wszędobylskie śliskie kamienie i korzenie. Trasa zamieniła się w naprawdę trudny technicznie odcinek. W pewnym momencie odbiliśmy na niebieski turystyczny co jeszcze podniosło już tak wyśrubowany poziom trudności. W Ogrodzieńcu zaliczyliśmy pierwszą wizytę w sklepie. Mocno zmarznięci na granicy hipotermii spożyliśmy po czekoladzie, co było nie lada wyczynem przy tak trzęsących się i skostniałych dłoniach. Do stacji PKP Zawiercie zostało ~ 12km. Fatum nadal mnie nie opuszczało, przy zjeździe asfaltem wpadłem w koleinę i trochę mną rzuciło i przywaliłem przodem o krawężnik. Chwilę później zorientowałem się że złapałem panę. Próbowałem się skontaktować z chłopakami ale ostro wyrwali do przodu i nie słyszeli nawoływań i telefonu. Wzięłam się za wymianę dętki. Przy pompowaniu okazało się, że moja pompka to tylko zbędny balast. Wypadłem na drogę i zacząłem zatrzymywać kierowców, lecz nikt nie posiadał pompki. Na szczęście Andrzej oddzwonił i wkrótce byliśmy już wszyscy razem - sytuacja została opanowana. Do odjazdu pociągu na Sosnowiec pozostało 20min. To była niezła czasówka po mokrych asfaltach w kierunku dworca w Zawierciu. Po drodze minęliśmy grupkę szosowców jadących na Częstochowę - pozdrawiam. Odcinek dojazdowy z dworca PKP w Sosnowcu do domu został sprawnie pokonany - zaskoczeniem nie było, że u nas też leje. W domu ciepła kąpiel i duża dawka wit. C. Jutro dojazd do pracy busem - ciuchy i buty się suszą.



Pozostałe fotki

Ruiny zamku Tenczyn - Dolina Mnikowska

Czwartek, 23 czerwca 2011 · Komentarze(1)
Kategoria 101-200km
Dolina Mnikowska zdobyta. Zarówno ekipa jak i pogoda dopisała. Po drodze nie obyło się bez kilku gleb w błotku (jednak posiadane Schwalbe Smart Samy to nie są odpowiednie kapcie na takie balety). W trakcie tych tańców błotnych zgubiłem swój przedni oświetlacz, z kompletem nowiutkich akumulatorków. Jak się później okazało znaleziony w drodze powrotnej przez kolegę Piotra - tu wędruje duży browar dzięki wielkie. Na domiar złego mój licznik Sigma BC906 po zmoczeniu czujnika przestał zliczać prędkość (zdarzyło mi się to już nie po raz pierwszy). Wstępne ustalenia i przekładki wskazują na to, że problemem jest podstawka.
Standardowo nadłożyliśmy kawałek drogi i zupełnie poza planem zwiedziliśmy zalew Chechło. Tutaj do dojazdu do ruin zamku Tenczyn w Rudnie należy doliczyć dodatkowe 20km. Dalsza trasa poszła gładko (zielony szlak R4 dobrze poznałem, gubiąc go kilkukrotnie w poprzedniej wyprawie na Kraków).
Wjazd do Doliny Miękińskiej robi wrażenie (żałuje, że nie zabrałem kamerki aby zrobić krótki filmik). Obraz Matki Boskiej namalowany na skale w rzeczywistości okazał się dużo większy oraz położony na sporawym wzniesieniu.
Powrót z doliny nastąpił również zielonym R4 oraz w dalszej części z ruin zamku został demokratycznie ustalony szosami przez koronę szczytów Miękińskich. W zasadzie do samej Lgoty uskutecznialiśmy wspinaczkę pod okoliczne pagórki i wzniesienia. Nieco dłuższy odpoczynek nastąpił w Bukownie pod fontanną, potem wyjazd na długą prostą na Sosinę z prędkością przelotową 34km/h (pozdrawiam mijanego rowerzystę bez koszulki ze skórzanym pasem - walczył do końca przy mijance :) - nie dał rady z takim młynem jaki wykręciłem). Przy okazji dzięki Andrzejowi poznałem alternatywny do przejazdu przez lokomotywownie i betony powrót z Sosiny na Maczki. W Maczkach ze względu na to, że kończył się mój czas jazdy (musiałem wrócić przed godz. 18:00) pożegnawszy się ruszyłem w stronę domu tocząc samotny bój z niebłagalnie upływającym czasem. Tutaj muszę przyznać, że wykrzesałem ostatki mocy ustanawiając nowy rekord na trasie Maczki -> Zagórze Osiedle (20 min). Podjazd pod górki na Klimontowie moje nogi potraktowały jak kawałek prostego odcinka rozpędzając rower do 30km/h.


Fotki z wypadu:
Fotki Andrzeja