Dolina Mnikowska zdobyta. Zarówno ekipa jak i pogoda dopisała. Po drodze nie obyło się bez kilku gleb w błotku (jednak posiadane Schwalbe Smart Samy to nie są odpowiednie kapcie na takie balety). W trakcie tych tańców błotnych zgubiłem swój przedni oświetlacz, z kompletem nowiutkich akumulatorków. Jak się później okazało znaleziony w drodze powrotnej przez kolegę Piotra - tu wędruje duży browar dzięki wielkie. Na domiar złego mój licznik Sigma BC906 po zmoczeniu czujnika przestał zliczać prędkość (zdarzyło mi się to już nie po raz pierwszy). Wstępne ustalenia i przekładki wskazują na to, że problemem jest podstawka. Standardowo nadłożyliśmy kawałek drogi i zupełnie poza planem zwiedziliśmy zalew Chechło. Tutaj do dojazdu do ruin zamku Tenczyn w Rudnie należy doliczyć dodatkowe 20km. Dalsza trasa poszła gładko (zielony szlak R4 dobrze poznałem, gubiąc go kilkukrotnie w poprzedniej wyprawie na Kraków). Wjazd do Doliny Miękińskiej robi wrażenie (żałuje, że nie zabrałem kamerki aby zrobić krótki filmik). Obraz Matki Boskiej namalowany na skale w rzeczywistości okazał się dużo większy oraz położony na sporawym wzniesieniu. Powrót z doliny nastąpił również zielonym R4 oraz w dalszej części z ruin zamku został demokratycznie ustalony szosami przez koronę szczytów Miękińskich. W zasadzie do samej Lgoty uskutecznialiśmy wspinaczkę pod okoliczne pagórki i wzniesienia. Nieco dłuższy odpoczynek nastąpił w Bukownie pod fontanną, potem wyjazd na długą prostą na Sosinę z prędkością przelotową 34km/h (pozdrawiam mijanego rowerzystę bez koszulki ze skórzanym pasem - walczył do końca przy mijance :) - nie dał rady z takim młynem jaki wykręciłem). Przy okazji dzięki Andrzejowi poznałem alternatywny do przejazdu przez lokomotywownie i betony powrót z Sosiny na Maczki. W Maczkach ze względu na to, że kończył się mój czas jazdy (musiałem wrócić przed godz. 18:00) pożegnawszy się ruszyłem w stronę domu tocząc samotny bój z niebłagalnie upływającym czasem. Tutaj muszę przyznać, że wykrzesałem ostatki mocy ustanawiając nowy rekord na trasie Maczki -> Zagórze Osiedle (20 min). Podjazd pod górki na Klimontowie moje nogi potraktowały jak kawałek prostego odcinka rozpędzając rower do 30km/h.
Rower towarzyszy mi od dzieciństwa, gdzie wolny czas spędzało się śmigając po osiedlowych chodnikach i tam też zdobywało umiejętność jazdy. Pelikan, Wigry3, pokomunijny BMX później pierwszy poważniejszy góral Merida Kalahari i pierwsze dalsze wakacyjne wycieczki. Później jakoś tak się potoczyło, że za wiele nie jeździłem.
W 2011r. postanowiłem zakupić nowy rower Krossa LEVEL A6 z myślą by dojeżdżać regularnie do pracy i od tego czasu się zaczęła rozwijać rowerowa pasja. Dzięki niej poznałem wielu ciekawych znajomych zarażonych cyklozą i spotkałem moją drugą połowę, towarzyszkę życia, która toleruje mnie takim jakim jestem :)
Nie gonię za nowinkami technicznymi i lżejszymi wagowo komponentami itd. Najwięcej radości czerpie z minimalizmu i jazdy na najprostszych w konstrukcji rowerach. Od złożenia pierwszego ostrego koła zakochany w takich rozwiązaniach. Buduję rowery od podstaw i sam je serwisuje. Od jakiegoś czasu składam również koła czyli ostatni element jaki zostawiałem w rękach serwisów zewnętrznych. Jak coś nie wyjdzie mogę być tylko zły na siebie, że coś spartoliłem :)
Rowerem poruszam się wszędzie, gdzie tylko się da i bez względu na warunki pogodowe.
Do zobaczenia na trasie!