Po wczorajszej wyprawie do pracy jechało się lekko i przyjemnie. Dzisiaj wizyta w rowerowym, muszę zmienić łożyska w sterach i supporcie bo strzelanie i rzężenie mnie dobija, a urlop się zbliża i rower musi być w 100% sprawny. Przejazd w stronę do pracy: DST: 23,91 km TIME: 0:50:55 AVG: 28,19 km/h
W drodze powrotnej cisnąłem ponad 40 w tunelu za tirem z Niwki na Dańdówkę. Później dopadły mnie porywiste wiatry. Na sam koniec zrobiłem modyfikację stałej trasy omijającą dziurawy podjazd na Zagórze, którą pokazał mi Krzysiek przy powrocie z wczorajszego wypadu (na rondzie koło stacji paliw w prawo i na Klimontów a potem standard koło Komendy i przez gwiezdną do domciu). Wieczorkiem czeka robota przy montażu zakupionego supportu, części do błotnika też przyszły pocztą.
Po małej przerwie w jeździe spowodowanej serwisem powracam. Dzisiaj objechałem do roboty, jakoś dziwnie się śmigało. Rower w jako takim stanie technicznym, bębenek z powodu problemów z rozebraniem (zapieczony gwint) zalałem smarem do łańcucha - teraz w miarę ok pracuje. Przy okazji zmiana klocków i nieplanowana wymiana oleju w hydraulikach. Na razie średnio działają, bardziej jak spowalniacz a nie hamulec (dzisiaj powtórka z zabawy z olejem LHM+). Części do błotnika zamówione (przesyłka w drodze), na allegro licytuje podobną piastę jak mam z tyłu - może się uda tanio dostać to przełożę bęben. W dodatku okazuje się, że lewe łożysko w supporcie do wymiany strasznie rzęzi mimo czyszczenia i smarowania.
Dzisiaj lekka mżawka i temperatura nieco niższa niz zwykle sprawiła, że musiałem się przeprosić z nogawkami. Drogi lekko śliskawe ale za to opory toczenia mniejsze. Podobno do niedzieli ma się wypogodzić - nawet jeśli będzie tak jak dziś to można spokojnie jechać na Ogrodzieniec, oby tylko nie rozkręciło się bardziej z tymi opadami.
Dane przejazdu dom-praca: DST: 23.92 TIME:0:51:23 AVG:27.93
Poranek zaczął się z przygodami. Wstałem ciut wcześniej niż zwykle aby po wczorajszym wypadzie naprostować hak metodą z użyciem wkręconej tylnej ośki w miejsce przerzutki. Przyszedł czas na wymianę ostatniego odcinka pancerza (znalazłem jakiś stary docięty kawałek w szafie). Przy przekładaniu linka się obstrzępiła i byłem zmuszony ją wymienić. Na szybko wszystko złożyłem i nie zauważyłem że hak owszem jest prosty w pionie ale trochu zgięty w poziomie. Najważniejsze przełożenia od 5-9 funkcjonowały poprawnie na ustawionym przednim młynku. Spakowałem ośkę i mocno spóźniony wyruszyłem do roboty.
Po zrobieniu standardowej trasy dom-praca-dom w dniu dzisiejszym w planach był jeszcze wypad na Pogorię. Po spotkaniu pod Orionem uderzyliśmy całą ekipą w składzie Ja,Łukasz oraz 2-ch Krzyśków do Andrzeja aby przekazać mu tarcze od Piotra. Andrzej po dzisiejszej ulewie jaka złapała go przy powrocie z pracy postanowił pozostać w domu i pogrzebać przy sprzęcie jednocześnie go konserwując. Postaliśmy chwilę pod klatką i ruszyliśmy w stronę Pogorii. Po drodze chciałem zmodyfikować trasę i pojechać przez Strzemieszyce aby pokazać kolegom zwałkę byłej Huty Katowice za Okradzionowem. Krzysztof jako mieszkajniec okolicznych terenów postanowił pokazać nieznaną mi drogę przez las na Strzemieszyce. Wjazd do lasu rozpoczął się intensywnym testem amortyzatora (betoniki chodnikowe), później zaczęły się single track-i. Po drodze musiałem w coś przydzwonić. Po wyjeździe z lasów okazało się, że mój hak mocno się przytula do szprych. Szybkie klepanie na torach za pomocą kamienia trochę poprawiło jego geometrię. Przy okazji okazało się, że końcówka pancerza ładnie się przemieliła i trochę go wyciągało z obudowy. Po wstępnej regulacji, przeczekaniu burzy pod wiaduktem ruszyliśmy na objazd Pogorii. Drogę powrotną z centrum Dąbrowy Górniczej przejechaliśmy sławną sosnowiecką ścieżką rowerową (w pewnym miejscu na tym DDR znajduje się na tyle wysoki krawężnik, że przy podjeździe pod niego można przyhaczyć blatem). Słońce już dawno zaszło i zaczęło być już ciemnawo. Przystanęliśmy w okolicach mojego domu przy targu na Zagórzu. Krzysiek w obawie przed bezpiecznym powrotem do Mysłowic pożyczył odemnie komplet oświetlenia. Niedługo później podjechała Olka, chwilę jeszcze pogadaliśmy i nadszedł czas aby się pożegnać. Dystans jaki pokonaliśmy wspólnie na tym wieczornym tripie: 46,25km w czasie 2h18min, AVG 20,02km/h.
Dzisiaj znowu odwiedziłem sklep rowerowy GIANT przy ul. gen. Z.W.Jankego na Ochojcu. Sprzedawca zauważył moją kamerkę MD80 zamontowaną na kierze i wywiązała się dłuższa rozmowa. W drodze powrotnej nakręciłem dla testów filmik z przejazdu lasami na Giszowiec. Dart po wczorajszym psikaniu brunox-em odzyskał drugą młodość :), nie jest już taki twardy jak wcześniej i ładnie wybiera nierówności terenu. Na Niwce zerwał się wiatr na miarę halnego, jeszcze tak wolno nie toczyłem się rowerem na tym kawałku prostej.
Miało być policzone razem z powrotem ale postanowiłem po wczorajszym wypadzie i solidnym śniadaniu zaatakować czas przejazdu w jedną stronę. Poranne kręcenie poszło całkiem sprawnie, a na skrzyżowaniach widziałem z reguły kolor zielony. Dystans i czas przejazdu został zmierzony do bramy wejściowej (stąd ta drobna różnica). Powrót planuje nieco spokojniejszy :) - może cyknę kilka zdjęć w lasach w okolicach Giszowca.
Dla potwierdzenia fotki licznika (co prawda z innego porannego przejazdu, ale średnia podobna) Atak na średnią
Powrót z roboty na totalnym luzie. Po drodze małe zakupy w rowerowym - Brunox Deo. Wracając przez lasy w kierunku Giszowca porobiłem trochę zdjęć. Pogoda sprzyjała i nie chciało mi się specjalnie śpieszyć do domu. Od niechcenia kulałem się do przodu robiąc zdjęcia w czasie jazdy. Na Niwce dorwał mnie porywisty wiatr utrudniający poruszanie się i skutecznie zniechęcający do szybszego kręcenia.
Rutynowa trasa jaką robię do/z pracy. W planie dojazdu znajdują się: górka na Dańdówce, długi podjazd w Mysłowicach, górka na Giszowcu i przejazd przez las od Stawu Janina do Piotrowic (chyba najciekawszy fragment trasy). Dzisiaj rano miałem mały incydent z kierowcą TIR-a, musiałem wbić klamki do oporu bo inaczej by mnie otarł przy mijaniu na światłach. W drodze powrotnej korki na Niwce (chyba ze względu na odpust - przed kościołem widziałem masę straganów), przetoczyłem się grzecznie za minibusem.
Rower towarzyszy mi od dzieciństwa, gdzie wolny czas spędzało się śmigając po osiedlowych chodnikach i tam też zdobywało umiejętność jazdy. Pelikan, Wigry3, pokomunijny BMX później pierwszy poważniejszy góral Merida Kalahari i pierwsze dalsze wakacyjne wycieczki. Później jakoś tak się potoczyło, że za wiele nie jeździłem.
W 2011r. postanowiłem zakupić nowy rower Krossa LEVEL A6 z myślą by dojeżdżać regularnie do pracy i od tego czasu się zaczęła rozwijać rowerowa pasja. Dzięki niej poznałem wielu ciekawych znajomych zarażonych cyklozą i spotkałem moją drugą połowę, towarzyszkę życia, która toleruje mnie takim jakim jestem :)
Nie gonię za nowinkami technicznymi i lżejszymi wagowo komponentami itd. Najwięcej radości czerpie z minimalizmu i jazdy na najprostszych w konstrukcji rowerach. Od złożenia pierwszego ostrego koła zakochany w takich rozwiązaniach. Buduję rowery od podstaw i sam je serwisuje. Od jakiegoś czasu składam również koła czyli ostatni element jaki zostawiałem w rękach serwisów zewnętrznych. Jak coś nie wyjdzie mogę być tylko zły na siebie, że coś spartoliłem :)
Rowerem poruszam się wszędzie, gdzie tylko się da i bez względu na warunki pogodowe.
Do zobaczenia na trasie!