Po zrobieniu standardowej trasy dom-praca-dom w dniu dzisiejszym w planach był jeszcze wypad na Pogorię. Po spotkaniu pod Orionem uderzyliśmy całą ekipą w składzie Ja,Łukasz oraz 2-ch Krzyśków do Andrzeja aby przekazać mu tarcze od Piotra. Andrzej po dzisiejszej ulewie jaka złapała go przy powrocie z pracy postanowił pozostać w domu i pogrzebać przy sprzęcie jednocześnie go konserwując. Postaliśmy chwilę pod klatką i ruszyliśmy w stronę Pogorii. Po drodze chciałem zmodyfikować trasę i pojechać przez Strzemieszyce aby pokazać kolegom zwałkę byłej Huty Katowice za Okradzionowem. Krzysztof jako mieszkajniec okolicznych terenów postanowił pokazać nieznaną mi drogę przez las na Strzemieszyce. Wjazd do lasu rozpoczął się intensywnym testem amortyzatora (betoniki chodnikowe), później zaczęły się single track-i. Po drodze musiałem w coś przydzwonić. Po wyjeździe z lasów okazało się, że mój hak mocno się przytula do szprych. Szybkie klepanie na torach za pomocą kamienia trochę poprawiło jego geometrię. Przy okazji okazało się, że końcówka pancerza ładnie się przemieliła i trochę go wyciągało z obudowy. Po wstępnej regulacji, przeczekaniu burzy pod wiaduktem ruszyliśmy na objazd Pogorii. Drogę powrotną z centrum Dąbrowy Górniczej przejechaliśmy sławną sosnowiecką ścieżką rowerową (w pewnym miejscu na tym DDR znajduje się na tyle wysoki krawężnik, że przy podjeździe pod niego można przyhaczyć blatem). Słońce już dawno zaszło i zaczęło być już ciemnawo. Przystanęliśmy w okolicach mojego domu przy targu na Zagórzu. Krzysiek w obawie przed bezpiecznym powrotem do Mysłowic pożyczył odemnie komplet oświetlenia. Niedługo później podjechała Olka, chwilę jeszcze pogadaliśmy i nadszedł czas aby się pożegnać. Dystans jaki pokonaliśmy wspólnie na tym wieczornym tripie: 46,25km w czasie 2h18min, AVG 20,02km/h.
Rower towarzyszy mi od dzieciństwa, gdzie wolny czas spędzało się śmigając po osiedlowych chodnikach i tam też zdobywało umiejętność jazdy. Pelikan, Wigry3, pokomunijny BMX później pierwszy poważniejszy góral Merida Kalahari i pierwsze dalsze wakacyjne wycieczki. Później jakoś tak się potoczyło, że za wiele nie jeździłem.
W 2011r. postanowiłem zakupić nowy rower Krossa LEVEL A6 z myślą by dojeżdżać regularnie do pracy i od tego czasu się zaczęła rozwijać rowerowa pasja. Dzięki niej poznałem wielu ciekawych znajomych zarażonych cyklozą i spotkałem moją drugą połowę, towarzyszkę życia, która toleruje mnie takim jakim jestem :)
Nie gonię za nowinkami technicznymi i lżejszymi wagowo komponentami itd. Najwięcej radości czerpie z minimalizmu i jazdy na najprostszych w konstrukcji rowerach. Od złożenia pierwszego ostrego koła zakochany w takich rozwiązaniach. Buduję rowery od podstaw i sam je serwisuje. Od jakiegoś czasu składam również koła czyli ostatni element jaki zostawiałem w rękach serwisów zewnętrznych. Jak coś nie wyjdzie mogę być tylko zły na siebie, że coś spartoliłem :)
Rowerem poruszam się wszędzie, gdzie tylko się da i bez względu na warunki pogodowe.
Do zobaczenia na trasie!