Dzisiaj z rana ciemno jak w nocy :) Przejazd w stronę pracy: DST: 23.60km TIME: 0:55:07, AVG: 25.68km/h MAX: 48.67km/h. Po dojechaniu do pracy przekroczyłem 10000km zrobione w tym roku (na BS udokumentowane koło 7k km, ale zacząłem późno prowadzić dziennik pokładowy :) ). Po pracy przejazd przez centrum Katowic. Zajrzałem do Tomka do sklepu i kupiłem klocki do Tectro. Opon na razie brak - umówiłem się, że w razie czego będzie informacja w komentarzu na moim blogu jak coś się pojawi. Zmieniłem też siodło na małą kanapkę - WTB Rocket V - wersja z jednolitym poszyciem (udało się dostać w podwójnej przecenie w pobliskim sklepie rowerowym na pl. wolności). Po 3 miesiącach solidnej jazdy muszę stwierdzić, że długie siodła z dziurką nie są mi pisane :) Jutro test tej "rakiety".
W końcu udało się wyskoczyć dzisiaj na wypad z Andrzejem (oj długo razem nigdzie nie byliśmy - chyba od urlopu). Przy okazji wziąłem dla Andrzeja komplet łożysk do supportu. Do towarzystwa dołączył Adam, Damian i Jacek. Ruszyliśmy wspólnie spod placu papieskiego w kierunku Bukowna przez Sosinę (tym razem przejazd asfaltami i koło lokomotywowni). Na Sosinie dołączył Krzysiek z lekką obsuwą czasową. W Bukownie postanowiliśmy jechać na Płoki lecz niefortunnie wyjechaliśmy na drogę do Olkusza i padł pomysł modyfikacji trasy - szuterek na Żuradę. Stamtąd Krzychu poprowadził szlakami rowerowymi do Płoków - najpierw niebieskim, później czarnym i na końcu czerwonym. Dzisiejszy wypad sponsorowała literka g - jak guma :). Najpierw flapka zaliczył Andrzej, później Damian. Było trochę terenów, jazdy w piachu i po kamykach. Z Płoków standardowa trasa na Krzeszowice, Tenczynek przez Miękinie (ach te zjazdy). Praktycznie w okolicy zamku Tenczyńskiego odbiliśmy na szlak na Puszczę dulowską. Trasę tą zrobiliśmy ekspresem (płaskie tereny, szutry i asfalciki w lesie) z małymi przerwami na serwis Damiana i popas na ławkach obok hodowli dzikich zwierząt :) W drodze udało się zahaczyć o studio filmowe "Alwernia" i zrobić fotkę przed budką strażnika w kształcie kasku motocyklowego. Pogoda też dzisiaj była kapryśna - trochę nas zmoczyła lekka mżawka i generalnie nieco chłodnawo. Stamtąd powrót przez Trzebinie (zwiedziliśmy Balaton i później jakąś dawną filię Uniwersytetu Ekonomicznego). W pewnym momencie chłopaki ruszyli do przodu a my razem z Damianem i Krzyśkiem postanowiliśmy pojechać inną skrótową trasą terenową na Sosinę. Reszta jednak nie chciała jechać przez Ciężkowice - postanowiliśmy podjechać do nich i przekonać do jazdy naszym wariantem ,ale jak tylko nas zobaczyli to znów ruszyli do przodu. Jackowi widocznie padł tel i ciężko się było skontaktować. Postanowiliśmy ruszyć w trójkę na Sosinę, później zadzwonił Adam i przekazaliśmy, że tam też się spotkamy. Na Sosinę dotarliśmy w miarę szybko - jak dzwoniłem to Adam i reszta ekipy była gdzieś w centrum Jaworzna. Z Sosiny ruszyliśmy przez Betony na Maczki - tam Krzychu się pożegnał i trochę pogadaliśmy. Chwilę później dzwoni Adam,że są na Kazimierzu pod Balatonem. Później już wszyscy wspólnie udaliśmy się do domów z przystankami na pożegnanie pod komendą na Klimontowie, na Gwiezdnej i pod E.Leclerkiem.
Bukowno - Konsultacje z mapą Gdzieś w trasie terenowej Żurada - Płoki (w tle Jacek udający się eksplorować okoliczne krzaki :) Pierwszy Pit-stop Kolejny serwis I jeszcze jeden Wyjazd z trasy terenowej Żurada->Płoki Jedna ze ścieżek w Puszczy Dulowskiej Pożółkłe liście w lesie dają znać, że to praktycznie już końcówka sezonuStudio filmowe "Alwernia" Pałacyk Florek w pałacowych ogrodach Balaton - kolejny klon węgierskiego oryginału Pozostałe fotki z wypadu
Przejazd w stronę pracy: DST: 23.64km , TIME: 1:00:20, AVG: 23.51km/h MAX: 50.09km/h. Z kolanem idzie chyba ku dobremu bo już mniej dokuczało dzisiaj ale dalej je oszczędzam i jeżdżę na miękkich przełożeniach.
Powrót dla odmiany szybszym tempem. Jutro jazda komunikacją miejską ze względu na imprezę po robocie :)
Przejazd w stronę pracy: DST: 23.61km , TIME: 1:00:34 AVG: 23.39km/h MAX: 51.60km/h. Ze względu na lekki ból prawego kolana dzisiaj wyjątkowo wolny przejazd żeby go nie forsować. Powrót z pracy jeszcze wolniejszy. Męczy mnie taka powolna jazda - mam nadzieje ze kontuzja szybko minie i będę mógł kręcić młynka :)
Dzisiaj wyjazd z mocną obsuwą czasową. Ale nadgoniłem na trasie i byłem na styk (pomogło mi w tym korzystne ułożenie świateł i otwarte przejazdy PKP :) ) Przejazd w stronę pracy: DST: 23.61km TIME: 0:53:26 AVG: 26.52km/h MAX:58.54km/h
Spokojny powrót bo coś prawe kolano niedomaga (pierwszy raz mi się zdarzyła taka kontuzja)
Dzisiaj z rańca zimno, słupek na termometrze wskazał jakieś 5 stopni powyżej zera. Wyjechałem wcześniej i nie śpieszyłem się specjalnie. Do pracy przywiozłem sobotnie błotko zebrane ze szlaku - strasznego lenia dostałem w niedzielę i rower jak pozostał w garażu tak stał do dziś rana. Pod Janiną zeskrobałem błotko ze sztycy i widełek. Przejazd w stronę pracy: DST: 23.64 TIME: 0:57:23 AVG:24.72km/h MAX:52.20km/h
Po pracy z Niwki ruszyłem na bazę nurków. Taki był zamiar, ale wyszło jak wyszło. Po przejechaniu lokomotywowni wjechałem w teren i trochę pobłądziłem, było sporo piachu, później przejechałem jakimś tunelem i dostałem się do lepszej drogi (bardziej utwardzonej) wzdłuż słupów wysokiego napięcia - niedługo później okazało się, że to jaworznicki czarny szlak rowerowy. Dostałem się nim pod znane rozgałęzienie zielony na Długoszyn, a w drugą stronę czarny na drogę do Maczek z charakterystyczną rurą :) Potem wzdłuż Białej Przemszy wyjechałem na drogę i udałem się w kierunku Jaworzna. Odbiłem na kolejną lokomotywownie i pocisnąłem na Sosinkę. Stamtąd oglądając zachód słońca wróciłem przez betony do domu.
Na wypad o mało bym się nie spóźnił. Nastawiłem budzik w komórce ale nie przestawiłem godziny, po tym jak wcześniej mi padła bateria :) Na szczęście Adam zadzwonił 15 min przed czasem spotkania na Zagórzu. Zebrałem się w tempie ekspresowym i wyruszyłem 5:50 spod domu myśląc już tylko o dojechaniu na czas na pociąg w Piotrowicach i żyłując średnią na tym odcinku do 34km/h. Po drodze na Niwce spotkałem Krzyśka, Adama i Jacka, niedługo później dołączył Krzychu w Mysłowicach i razem ruszyliśmy na spotkanie reszty ekipy. Pod drewutnią czekał Wojtek i Filip (znany również jako Biker90). Już całkiem niezłym stadkiem ruszyliśmy na pociąg na stację do Piotrowic. Jak zwykle pociąg się nieco spóźnił. Wewnątrz pociągu spotkaliśmy Grzegorza - więc w sumie na wyprawę miało ruszyć 8 osób. Długość zakupionego biletu była imponująca :) Z Węgierskiej ruszyliśmy szlakiem w kierunku Hali Rysianki. Po drodze mijając kilka mniejszych pagórków (Grapa) na które miejscami trzeba było robić wypych. W pewnym miejscu zebrała się niezła ilość błotka w którą zakopałem się tylnym kołem. Na niskim przełożeniu zacząłem mielić w miejscu i koło zakopało się po tarcze :). Chłopaki mieli niezły ubaw bo pierwszą kąpiel i upapranie roweru zaliczyłem dość szybko. Starym sposobem wypłukałem błoto przednim błotnikiem. Później trasa zrobiła się bardziej przyjemna. Fajne podjazdy po w miarę równym terenie. Po zjeździe i zmianie szlaku zaczął się wypych, ale tam gdzie dawało radę (Ralph nie ślizgał się i kamienie nie zatrzymywały) kulałem się za Krzychem. Po drodze trafiliśmy na skałkę z łańcuchami - tam metodą łańcuszka podawaliśmy sobie rowery aby wnieść je na górę. Wtedy to okazało się, że rower Adama waży chyba z 50 kg - podziwiam, że dał radę z nami tyle objechać. Później trochę singielków, trochę pchania (ale to bardzo mało) i byliśmy na w/w hali. Widoczki naprawdę super, sesja zdjęciowa ruszyła. Następnie wjazd pod schronisko i grubszy posiłek oraz uzupełnienie zapasów wody w bukłaku. W tym miejscu odłączył od nas Adam i Jacek - postanowili dostać się jak najszybciej czarnym szlakiem do asfaltów (nie dziwię się zresztą im bo trochę przesadzili z tymi sakwami jadąc na takie szlaki górskie). My ruszyliśmy dalej w kierunku Pilska. Nie było tak źle, szlak kamienisty ale boczkiem dało radę spore odcinki podjechać. Po drodze cała wycieczka mówiła nam dzień dobry i życzyła powodzenia z dotarciem na Pilsko :). Było kilka bajecznych równych i łatwych zjazdów, trochę błotka w okolicy schroniska na Pilsku. Pod schroniskiem okazało się, że Grzegorzowi prawa klamka się roznitowała. Potrzeba matką wynalazków: szybki serwis imbus i trytytka (skrywana przez Bikera) i funkcja hamulca została przywrócona. Tutaj też nastąpił rozłam na grupę wjeżdżającą na szczyt Pilska i czekającą pod schroniskiem. Ja dołączyłem do grupy chcącej zekplorować szczyt wraz z Krzyśkami. Dało się wyjechać może z 25% trasy. Reszta to stromy wypych po trawiastym zboczu. Na szczycie sporo kosodrzewiny i kamienisty singielek. Temperatura odczuwalna na otwartym łysym fragmencie spadła chyba do 10 stopni. Trzeba było się ubrać w coś cieplejszego. widoki miodzio, reszta ekipy niech żałuje teraz. Zjazd ze szczytu z prowadzeniem kilku fragmentów i licznymi atakami kosodrzewiny w którą plątały się rogi kiery. Krzychu nawet zaliczył szlifa. Twarde te krzaki :) Cała impreza z podchodami na szczyt Pilska zajęła może niecałą godzinkę. Już z resztą ekipy ruszyliśmy zielonym w celu zjazdu do asfaltów. Po drodze Wojtek zaliczył snake bite-a i pokiereszował wózek przerzutki na jakimiś kamulcu. Zjazd całkiem fajny dla rowerów HT, dużo kamieni i szło podszlifować technikę. Asfalty do Żywca pokonane ekspresem. Na stacji połączyliśmy się z Jackiem i Adamem. Powrót cała ekipą do Katowic. W pociągu spotkaliśmy tych samych bikerów co w drodze do Węgierskiej. Jak się okazało to ekipa enduraków z wątku Katowickiego z forumrowerowe.org. Powrót z Katowic przez Szopki, Dańdówkę, Klimontów - tam się pożegnałem kolejno z Jackiem i Krzychem. Adama podprowadziłem pod BP na Zagórzu. Jeszcze dłuższa chwila rozmowy, pożegnanie i byłem w domu koło 23:00. Do następnego wypadu, przyszły weekend niestety baluje bo Naczelnik robi imprezę z racji mianowania. W niedzielę prawdopodobnie ruszę z Andrzejem jak będzie się gdzieś wybierał na jurę.
Wszystkie fotki z wypadu dostępne w galerii na moim profilu na forumrowerowe.org
Rower towarzyszy mi od dzieciństwa, gdzie wolny czas spędzało się śmigając po osiedlowych chodnikach i tam też zdobywało umiejętność jazdy. Pelikan, Wigry3, pokomunijny BMX później pierwszy poważniejszy góral Merida Kalahari i pierwsze dalsze wakacyjne wycieczki. Później jakoś tak się potoczyło, że za wiele nie jeździłem.
W 2011r. postanowiłem zakupić nowy rower Krossa LEVEL A6 z myślą by dojeżdżać regularnie do pracy i od tego czasu się zaczęła rozwijać rowerowa pasja. Dzięki niej poznałem wielu ciekawych znajomych zarażonych cyklozą i spotkałem moją drugą połowę, towarzyszkę życia, która toleruje mnie takim jakim jestem :)
Nie gonię za nowinkami technicznymi i lżejszymi wagowo komponentami itd. Najwięcej radości czerpie z minimalizmu i jazdy na najprostszych w konstrukcji rowerach. Od złożenia pierwszego ostrego koła zakochany w takich rozwiązaniach. Buduję rowery od podstaw i sam je serwisuje. Od jakiegoś czasu składam również koła czyli ostatni element jaki zostawiałem w rękach serwisów zewnętrznych. Jak coś nie wyjdzie mogę być tylko zły na siebie, że coś spartoliłem :)
Rowerem poruszam się wszędzie, gdzie tylko się da i bez względu na warunki pogodowe.
Do zobaczenia na trasie!