Po wczorajszym uzgodnieniu celu wypadu (obraliśmy wariant Krzycha na zamek Lipowiec) ruszyliśmy o 8:00 spod placu papieskiego w kierunku Chrzanowa. Na placu jeszcze pojawił się Jacek, który z uwagi na ograniczony czas uderzył na Przeczyce. Chwila rozmowy i jedziemy. Kręciło się lekko i przyjemnie, w większości to asfalty. Najpierw na Jaworzno później do Chrzanowa ale przez Balin i boki, którymi jechaliśmy na wypadzie do Wadowic z Kovalem. W Chrzanowie szukamy drogi, którą kiedyś wracaliśmy z Doms-em z Wadowic :) Szybko odnajdujemy DK i Andrzej wie już którędy prowadzić. Jeszcze spory asfaltowy podjazd pod górę i super długi zjazd gdzie prędkość nie schodziła poniżej 40km/h. Na zamek podjeżdżamy wariantem lekkim od innej strony niż ostatnio. Tam dłuższa chwila przerwy, uzupełnienie energetycznych braków i sesja fotograficzna. Jesień ma swoje uroki, wszędzie kolorowo - niestety słoneczko nie wyjrzało wtedy jeszcze zza chmur i było tak jakoś szarawo. Po zwiedzaniu zamku robimy krótki objazd po ścieżkach i trafiamy na ostry zjazd w dół :) Tam postanawiam dać wycisk niesfornemu tylnemu heblowi, który ostatnio zupełnie stracił siłę hamowania i brudzi tarczę. Zaciskam klamkę mocno aby zwiększyć siłę tarcia. Na dole okazuje się że tarcza ładnie się wypaliła a z zacisku unosi się dymek :). Hamulec zyskał nowe życie - teraz działa jak żyleta (zaczynam wierzyć, że to jednak zatłuszczone klocki i tarcza a nie jakiś stały wyciek z oleju mineralnego). Wracamy również asfaltami w kierunku Mysłowic. W Mysłowicach Krzychu żegna się i odbija a my z Andrzejem jedziemy dalej. Całość trasy wykonuję dla odmiany praktycznie na blacie z bardziej niedozwolonymi kombinacjami ( a co tam - niech duże blaty kasety też się wycierają). Na Niwce na postoju pod sklepem postanawiamy z Andrzejem trochę wydłużyć powrót by była tytułowa setka, jedziemy przez Klimontów, później terenem dojeżdżamy do mostu nad S1 na Lenartowicza. Tam znów terenem przez hałdę na osiedle Andrzeja. Wracam przez budy na Zagórzu i światła pod E.Leclerkiem jeszcze grubo przed godziną 14:00.
Z tym że teraz mój tył to żyleta :) Blokuje koło bez żadnego wysiłku. Dzisiaj jak śmigałem do roboty przetestowałem - faktycznie może problemem były zapaćkane klocki i tarcza a nie wyciek. Zobaczymy po dłuższym etapie eksploatacji. Klocki są połmetaliczne - słyszałem, że najgorzej z "wsiąkaniem" oleju i późniejszym przywróceniu do życia jest podobno z organikami.
Jeździłem na Avidach i Shimano. Avidy strasznie się u mnie przegrzewały. Wystarczył dosłownie kilkuminutowy zjazd w górach i musiałem stawać bo przestawały funkcjonować. Przy obecnych SLXach z tarczami XT ani razu nie miałem takiej sytuacji. Raz spróbowałem ją wymusić i się udało, ale po naprawdę długim i stromym zjeździe. Ponadto zupełnie inne jest zachowanie klamki chwilę przed i po przegrzaniu. Wydaje mi się, że tutaj też Shimano daje lepsze czucie hamulca w porównaniu do Avida.
Generalnie ciężko porównać zachowanie obu hamulców na podstawie odczuć dwóch różnych bikerów. Różne rowery, różna waga, różna technika, różne klocki. Za dużo różnic;) Ja nie przepadam za Avidami z jednego względu - są zawodne. Ciężko jest przeprowadzić im serwis, nawet głupie odpowietrzanie.
Co do problemu Tomka. Ja kiedyś całkowicie zapaćkałem tarczę i klocki. Do tego stopnia, że czułem opór na klamce, czułem idealnie moment styku klocków z tarczą, ale kompletnie nie czułem, żeby cokolwiek hamowało. Ściskałem klamkę z całych sił a rower prawie w ogóle nie zwalniał. Byłem w kompletnym szoku, że może być aż tak źle. Kilkukrotnie przegrzałem tarczę do czerwoności. Z czasem było coraz lepiej, jednak nadal brakowało siły. Rozwiązaniem problemu okazała się wymiana klocków... Z tego co czytałem okładziny potrafią nasiąknąć olejem do tego stopnia, że nie jest możliwe zmuszenie ich do poprawnej pracy. Wypalanie w piekarniku lub przepalanie tarczy niewiele pomaga. Być może tutaj leży problem.
Zobaczę jutro jak będę do roboty jechał czy się znów zapaćka. Jeśli tak to będzie ewidentnie wyciek :( Krzychu też przepalił tarczę XT - zrobiła się purpurowa :)
Z tymi hamulcami miałem tak samo jak je rozgrzałem to nieźle się kopciło, skuteczność się poprawiła ale było tak do puki nie odstawiłem roweru do garażu i nie jeździłem następnego dnia.
Rower towarzyszy mi od dzieciństwa, gdzie wolny czas spędzało się śmigając po osiedlowych chodnikach i tam też zdobywało umiejętność jazdy. Pelikan, Wigry3, pokomunijny BMX później pierwszy poważniejszy góral Merida Kalahari i pierwsze dalsze wakacyjne wycieczki. Później jakoś tak się potoczyło, że za wiele nie jeździłem.
W 2011r. postanowiłem zakupić nowy rower Krossa LEVEL A6 z myślą by dojeżdżać regularnie do pracy i od tego czasu się zaczęła rozwijać rowerowa pasja. Dzięki niej poznałem wielu ciekawych znajomych zarażonych cyklozą i spotkałem moją drugą połowę, towarzyszkę życia, która toleruje mnie takim jakim jestem :)
Nie gonię za nowinkami technicznymi i lżejszymi wagowo komponentami itd. Najwięcej radości czerpie z minimalizmu i jazdy na najprostszych w konstrukcji rowerach. Od złożenia pierwszego ostrego koła zakochany w takich rozwiązaniach. Buduję rowery od podstaw i sam je serwisuje. Od jakiegoś czasu składam również koła czyli ostatni element jaki zostawiałem w rękach serwisów zewnętrznych. Jak coś nie wyjdzie mogę być tylko zły na siebie, że coś spartoliłem :)
Rowerem poruszam się wszędzie, gdzie tylko się da i bez względu na warunki pogodowe.
Do zobaczenia na trasie!