Ruszyliśmy z Andrzejem i Krzyśkiem spod placu o 8:00. Trasa przez Czeladź, Wojkowice, Bobrowniki. Tam trochę się zagubiliśmy i nadłożyliśmy drogi. Świerklaniec robi wrażenie wielkością, pod zaporą chcieliśmy sobie fotkę zrobić ale wyszedł strażnik i zakazał zdjęć oraz przebywania w tym miejscu. Mówił coś o jakimś monitoringu :) Później rozpoczęliśmy objazd oczka wodnego z małymi przygodami po drodze. Trochę nas wytelepało z Andrzejem na wertepach. Powrót przez Rogoźnik (tam objazd kolejnego bajora) i dalej przez Psary - Adam (limit) niestety się dziś regeneruje więc nie pojechał z nami na rekonesans Pogorii. Podczas objazdu Pogorii spotkaliśmy Pawła i chwilę pogadaliśmy (śpieszył się na obiadek do domu), my ruszyliśmy terenami - Krzychu prowadził do siebie m.in. ciekawymi singlami wzdłuż torów :) Pod jego domem pożegnanie i z Andrzejem jedziemy do mnie (tam wyciągam swojego WTB Rocketa V i użyczam Andrzejowi w celu testów) - później do Andrzeja i zabieram mu SKN niestety jak się okazuje na miejscu już nieco zszarganego (pęknięty plastik przy mocowaniu pręta). Na liczniku jest nieco ponad 96km. Resztę brakującą do setki dokręcam jadąc na około do domu, robiąc podjazd pod Lenartowicza i tam małą pętelkę.
Kilka fotek, które podkradłem z albumu Andrzeja:
Nad zalewem - to tutaj wyszedł strażnik z budy
Zalew Świerklaniec
Uzupełnienie braków energetycznych - gdzieś podczas objazdu Świerklańca
Rogoźnik i tamtejsze bajorko
Pomnik ku chwale armii czerwonej w Psarach jako dar mieszkańców
Komentarze (3)
Hm... w okolicy wymagających terenów to za wiele Ci nie mogę obiecać. Chyba, że zryli znane mi ścieżki. Głównie to leśne lub polne drogi uczęszczane przez ludzi więc niezbyt trudne.
Chodziło mi po głowie jechać z Wami ale 8:00 rano na Placu Papieskim, żeby jechać z powrotem pod dom to już nie na moje nerwy. Poza tym w sobotę nieco wypicniałem pod górką na Środuli i w ogóle się mi organizm buntował, że chce odpoczynku. A ta woda, co przy niej jest pierwsze zdjęcie to chyba bardziej Kozłowa Góra niż Świerklaniec. W Świerklańcu to na pewno w parku jest taki mały stawik. Tam przy tych nazwach to ciągle zamiąch jest. Jakby w weekend była znowu przyzwoita pogoda to bym mógł poprowadzić ekipę po okolicy różnymi wertepami. Tylko jakimś w miarę statecznym tempem bo mi Srebrna Strzała coraz bardziej niedomaga.
Rower towarzyszy mi od dzieciństwa, gdzie wolny czas spędzało się śmigając po osiedlowych chodnikach i tam też zdobywało umiejętność jazdy. Pelikan, Wigry3, pokomunijny BMX później pierwszy poważniejszy góral Merida Kalahari i pierwsze dalsze wakacyjne wycieczki. Później jakoś tak się potoczyło, że za wiele nie jeździłem.
W 2011r. postanowiłem zakupić nowy rower Krossa LEVEL A6 z myślą by dojeżdżać regularnie do pracy i od tego czasu się zaczęła rozwijać rowerowa pasja. Dzięki niej poznałem wielu ciekawych znajomych zarażonych cyklozą i spotkałem moją drugą połowę, towarzyszkę życia, która toleruje mnie takim jakim jestem :)
Nie gonię za nowinkami technicznymi i lżejszymi wagowo komponentami itd. Najwięcej radości czerpie z minimalizmu i jazdy na najprostszych w konstrukcji rowerach. Od złożenia pierwszego ostrego koła zakochany w takich rozwiązaniach. Buduję rowery od podstaw i sam je serwisuje. Od jakiegoś czasu składam również koła czyli ostatni element jaki zostawiałem w rękach serwisów zewnętrznych. Jak coś nie wyjdzie mogę być tylko zły na siebie, że coś spartoliłem :)
Rowerem poruszam się wszędzie, gdzie tylko się da i bez względu na warunki pogodowe.
Do zobaczenia na trasie!