Wypad w Beskid śląski - Bielsko Biała - Szyndzielnia - Klimczok - Skrzyczne - Węgierska Górka

Sobota, 24 września 2011 · Komentarze(3)
Kategoria 50-100km
Rano ok. 6:20 pod komendą na Klimontowie spotkałem Jacka, niedługo później na batmana przyjechał Krzychu. Ruszyliśmy od razu w miarę szybkim tempem na miejsce spotkania z Wojtkiem pod drewutnią. Na miejscu byliśmy z dużym zapasem. Pogoda nie rozpieszczała. Jacek wyczytał ze swojego komputera pokładowego, że jest ok. 4 stopni. Wojtkowi to zbytnio nie przeszkadzało bo przyjechał na letniaka w krótkich brrrr. Po przywitaniu razem udaliśmy się na dworzec w Piotrowicach, tam niedługo później po małej konsternacji (czy to napewno nasz?) znaleźliśmy się w ekstra nowoczesnym pociągu do Bielska :). W pociągu udzielał nam się dobry humor (motyw z podjazdem, który jest zaraz jak się wysiada ze stacji :) ) co potwierdzały salwy śmiechu. Z B-B Leszczyn rozpoczęliśmy podjazd pod Szyndzielnię. Początkowy etap to równiutki asfalcik, od rondka rozpoczął się szuterek ale bardzo przyjemny jak na górskie otoczenie :). W 1/3 trasy Krzychu zauważył, że coś nie tak z jego kołem. Po wstępnych oględzinach okazało się, że coś prawdopodobnie z bębenkiem. Jak już wszyscy byliśmy razem postanowiliśmy zjechać do B-B do serwisu. Po drodze Wojtek zaliczył snake bite-a, i wystrzał nowej dętki. W sumie to 2 razy kleił starą, także miał okazję podnieść poziom doświadczenia w wulkanizacji. Jacek z Krzyśkiem szczęśliwie znaleźli narzędzia w schronisku, przy trasie podjazdu - tam też znów razem się zjechaliśmy po rozdzieleniu przy miejscu łatania i szybko udało się doprowadzić sprzęt do stanu używalności. Podjazd czerwonym na Szyndzielnie bajka, lekko i przyjemnie i całość w siodle, na Klimczok też praktycznie w całości wyjechany (w paru miejscach krótki wpych bo nie dało się w spd wskoczyć przez kamienie).Na Klimczoku pod schroniskiem pierwszy grubszy posiłek. Zjazd z Klimczoka do Szczyrku zielonym bardzo fajny. Na Szyndzielnie postanowiliśmy ruszyć rowerowym ale najpierw niebieskim pieszym. Tam po sporym podjeździe po asfalcie i płytach betonowych rozpoczął się nieunikniony wypych. Tam gdzie się dało trochę podjechać i opłacało na ten moment wpinać w SPD to była jazda :) Wojtek z Jackiem postanowili skorzystać z kolejki (tej drugiej położonej wyżej), ja z Krzychem trochę przyśpieszyliśmy i twardo pchaliśmy graty (szybko też straciliśmy kolegów z oczu). Relatywnie niedaleko stacji 2 kolejki na Skrzyczne znaleźliśmy nieoznaczoną drogę alternatywną, którą było mniej pchania niż kamienistym szlakiem. Od tego momentu było sporo jazdy i miejsc na cykanie fotek :). Pod stacją 2 kolejki telefon do Wojtka, że idą w dobrym kierunku do kolejki niebieskim pieszym. Na szczycie Skrzycznego byliśmy o tym samym czasie, tam spory popas, sesja zdjęciowa i jazda dalej zielonym przez Małe Skrzyczne, Kopę Skrzyczeńską, Malinowską Skałę, Zielony Kopiec i Magurkę Wiślaną. Chwilę później odbicie na czerwony do Węgierskiej Górki. Trasa naprawdę super - chyba najlepsza jaką jechałem :) Po drodze okazja do błotnych kąpieli, tam też przekonałem się, że klamka z hamulca z tyłu mi zmiękła i nie trzyma ciśnienia :) Aby mieć hamulec z tyłu trzeba było non stop pompować więc nie mogłem korzystać w pełni ze wspaniałych zjazdów tylko bardzo zachowawczo je pokonywać. Na jednym podjeździe Wojtka przeważyło i przeleciał z rowerem do tyłu nadziewając się na róg mojej kiery :D. Oczywiście humor dopisywał do końca, naprawdę się razem dobrze zgraliśmy jako ekipa :) W Węgierkiej kolacja w pizzerii i oglądanie fajerwerków (2h czas do pociągu spędzony na rozmowach i śmiechu). W Katowicach pożegnaliśmy się z Wojtkiem i ruszyliśmy przez Szopki do domu. W domu byłem o równej północy. Dzisiaj czeka mnie serwis hamulca i supportu (włożę stary z Shimano, bo chodź rzęzi to nie ma takich luzów - a w poniedziałek wycieczka po sklepach z łożyskami

Wojtek atakuje podjazd na Szyndzielnie

Schronisko na Klimczoku

Jacek i zablokowany SR XCR LO

Stacja kolejki górnej na Skrzyczne - tutaj nastąpił podział grupy

Dalej nie było wcale tak źle i praktycznie całość podjechana


Ja i w tle wieża na Skrzycznym

Wojtek zwyciężył w konkursie na najbardziej upaprany w błocie rower (slx nim aż ocieka)



Fotki z wyprawy

Komentarze (3)

Okazało się, że jechałem bez prawego łożyska :) Całkiem się zatarło, jak rozebrałem to kulki prawie wyszły na spacer. Przy próbie wybicia z miski rozwaliło się całkiem i jedna część została w misce.

t0mas82 21:18 niedziela, 25 września 2011

tą kolejkę to przeżyć nie mogę no ale początek mnie przeraził i wymiękłem a co do pisarstwa to ja techniczny jestem Krzysiek młody to pewnie wyprawkę na 4 strony napisze

accjacek 17:47 niedziela, 25 września 2011

Ja rozumiem, zmęczenie ale napisze to co u Jacka. Mało, młao, mało opisu :-D
A tak w ogóle, to żałuję, że mnie z Wami nie było. Kondycyjnie może bym dał radę ale niestety rowerek kategorycznie domaga się serwisu.

limit 09:08 niedziela, 25 września 2011
Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa rzetr

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]