Wstępnie planowaliśmy wyruszyć na Złoty Potok. W ostatniej chwili plany się zmieniły, Andrzej musiał odwiedzić rodzinne strony więc postanowiliśmy razem pokręcić po drodze zahaczając o Ogrodzieniec robiąc jednocześnie powtórkę trasy z czerwcowego wypadu. Pogoda rano nie była taka zła (lekka mżawka). Spod placu wraz z Andrzejem ruszyliśmy o 6:15 uprzednio czekając kwadrans na bikera90 z Katowic. Pod Balatonem zgarnęliśmy Młodego a na Sosinie Krzyśka(Kysu). Do Bukowna dalej mżyło. Na dobre rozpadało się w Olkuszu. Tam podjechaliśmy do Mac-a na kawę i aby schować się przed deszczem. Później na zmianę opady przybierały na sile i słabły. W oddali nawet czasem się coś przejaśniało. Mój nowo wyczyszczony napęd gotowy do wyjazdu urlopowego doznał potężnej dawki błotka i piasku na czerwonym szlaku rowerowym i późniejszym niebieskim pieszym. Korba rzęziła jak młynek, czasem nawet się blokowała. Pocieszeniem było to, że nie lało non stop i byłem lepiej przygotowany do jazdy niż ostatnio (wziąłem przeciw-deszczówkę, która chroniła dobrze przed wiatrem nie pozwalając uciec energii cieplnej wytwarzanej przez młynkowanie - mówiąc wprost nie było mi zimno chodź gotowałem się od środka). Pod zamkiem w Ogrodzieńcu nasmarowaliśmy napędy przecinakiem do pilarek i Andrzej pożegnawszy się ruszył w swoją stronę. W międzyczasie Krzyśki spożyli posiłek (ja swoje zapasy już zużyłem), w planach był powrót asfaltami do domu. Nagle zaczęło intensywniej lać. Postanowiliśmy przeczekać w zadaszonym miejscu odpoczynkowym nieopodal ruin zamku. W grę wchodził już tylko powrót pociągiem z Zawiercia. Czas spędzony na oczekiwaniu na lepszą pogodę minął naprawdę szybko, przy ogólnie wesołym nastroju i salwach śmiechu :D (spędziliśmy tam chyba z 2,5h). Jak opady trochę ustały zjechaliśmy z ruin do sklepu (zrobiłem małe zakupy). Po drodze Krzysiek (Kysu) złapał gumę, przynajmniej tak mu się zdawało ale po dopompowaniu z koła nic nie uchodziło.Do dworca PKP w Zawierciu śmigając raz szosą raz chodnikiem dojechaliśmy w miarę sprawnie. Na peronie okazało się, że Krzyśkowi przy Torze nie działa poplock - fatum Ogrodzieńca nadal działa, a młody chyba zdarł w trasie klocki :). Z centrum Sosnowca do domu na Zagórze przejechałem przez park sielecki, Zamkową, i singlem na nasypie pod garaże, później ścieżką rowerową pod ERSI i ORION.
Rower towarzyszy mi od dzieciństwa, gdzie wolny czas spędzało się śmigając po osiedlowych chodnikach i tam też zdobywało umiejętność jazdy. Pelikan, Wigry3, pokomunijny BMX później pierwszy poważniejszy góral Merida Kalahari i pierwsze dalsze wakacyjne wycieczki. Później jakoś tak się potoczyło, że za wiele nie jeździłem.
W 2011r. postanowiłem zakupić nowy rower Krossa LEVEL A6 z myślą by dojeżdżać regularnie do pracy i od tego czasu się zaczęła rozwijać rowerowa pasja. Dzięki niej poznałem wielu ciekawych znajomych zarażonych cyklozą i spotkałem moją drugą połowę, towarzyszkę życia, która toleruje mnie takim jakim jestem :)
Nie gonię za nowinkami technicznymi i lżejszymi wagowo komponentami itd. Najwięcej radości czerpie z minimalizmu i jazdy na najprostszych w konstrukcji rowerach. Od złożenia pierwszego ostrego koła zakochany w takich rozwiązaniach. Buduję rowery od podstaw i sam je serwisuje. Od jakiegoś czasu składam również koła czyli ostatni element jaki zostawiałem w rękach serwisów zewnętrznych. Jak coś nie wyjdzie mogę być tylko zły na siebie, że coś spartoliłem :)
Rowerem poruszam się wszędzie, gdzie tylko się da i bez względu na warunki pogodowe.
Do zobaczenia na trasie!