Dzisiaj wyszedłem z domu z lekkim poślizgiem więc musiałem nadgonić na trasie. Buty jeszcze dobrze nie doschły po wczorajszych deszczach. Na wysokości ronda w okolicy placu papieskiego widziałem dziś Andrzeja (teraz już wiem, że do roboty wyjeżdża niewiele później odemnie :) ). Na Jankego w Piotrowicach 3 krotnie ktoś mnie chciał rozjechać chodź miałem wg. przepisów pierwszeństwo. Gdyby nie przezorność to już bym leżał pod kołami. Przejazd w stronę pracy: DST: 23.9km, TIME: 0:47:35, AVG: 30.15km/h, MAX: 56.37km/h
Po robocie zadzwoniłem do Młodego czy się nie wybiera gdzieś rowerem. Okazało się, że rezydował u Krzyśka (Kysu) bo ustawiali amora (dopompowanie komory powietrznej). Ugadaliśmy się w Mysłowicach i już w 3 ruszyliśmy na zaproponowany przeze mnie trip na kopalnie piachu w Borze. Tam spotkało nas dużo błotka, fajne usypane hałdy i duże ciężarówki wożące piach. Po błotnistym przejeździe wylądowaliśmy na Juliuszu, a stamtąd ruszyliśmy na Maczki. Na Maczkach już trochę głodnawy zrobiłem małe zakupy i zjadłem prowizoryczny posiłek. Padła propozycja by uderzyć na Bukowno lasami koło wróżbity przez Ryszkę. Tam złapałem równe tempo i się rozgrzałem. Po krótkim odpoczynku koło miejscówki nad Ryszką rzuciłem propozycję powrotu małym kółkiem asfaltami przez Bolesław, Klucze, Chechło, Łazy Błędowskie , Okradzionów i Strzemieszyce, Kazimierz. Jak zaplanowaliśmy tak zrobiliśmy. Trasę na Chechło pokonaliśmy ekspresem z uwagi na równy asfalcik. Po drodze wstąpiliśmy jeszcze na Pustynię Błędowską na Bunkry. Powrót w okolicach zwałki Huty Katowice i późniejsza jazda na batmana (trochę źle czas rozłożyliśmy i zdążyło się ściemnić) w kierunku Balatonu (Młodego podprowadziliśmy praktycznie pod samą chatę). Na Balatonie pożegnawszy się z Krzyśkiem ruszyłem w kierunku Zagórza utrzymując wysoką kadencję, równe i płynne obroty korby. Jechało mi się nadwyraz lekko, przez górkę na Klimontowie przemknąłem jak po prostej.
Rower towarzyszy mi od dzieciństwa, gdzie wolny czas spędzało się śmigając po osiedlowych chodnikach i tam też zdobywało umiejętność jazdy. Pelikan, Wigry3, pokomunijny BMX później pierwszy poważniejszy góral Merida Kalahari i pierwsze dalsze wakacyjne wycieczki. Później jakoś tak się potoczyło, że za wiele nie jeździłem.
W 2011r. postanowiłem zakupić nowy rower Krossa LEVEL A6 z myślą by dojeżdżać regularnie do pracy i od tego czasu się zaczęła rozwijać rowerowa pasja. Dzięki niej poznałem wielu ciekawych znajomych zarażonych cyklozą i spotkałem moją drugą połowę, towarzyszkę życia, która toleruje mnie takim jakim jestem :)
Nie gonię za nowinkami technicznymi i lżejszymi wagowo komponentami itd. Najwięcej radości czerpie z minimalizmu i jazdy na najprostszych w konstrukcji rowerach. Od złożenia pierwszego ostrego koła zakochany w takich rozwiązaniach. Buduję rowery od podstaw i sam je serwisuje. Od jakiegoś czasu składam również koła czyli ostatni element jaki zostawiałem w rękach serwisów zewnętrznych. Jak coś nie wyjdzie mogę być tylko zły na siebie, że coś spartoliłem :)
Rowerem poruszam się wszędzie, gdzie tylko się da i bez względu na warunki pogodowe.
Do zobaczenia na trasie!