Dom-praca-dom i czarna seria
Pobudka 4:10. Wstaje wcześniej by ruszyć wcześniej bo warunki na drogach nie zapowiadają się dobrze. Monika jeszcze sobie drzemie. Szykuję ciuchy wyjazdowe, śniadanko,jedzonko. O 5:10 schodzę na dół by ogarnąć trochę rower, przecieram i likwiduję błotko i piach, który przyczepiło się do ramy. Podczas tych czynności odnotowuje 2 problemy, primo - kapeć na tyle :( i secundo urwana szprycha (a myślałem, że w drodze powrotnej mi sztyca tak strzelała). Szprychę łatwo udaje się wymienić bo nie jest od strony napędu. Wyjmuję dętkę z opony i namierzam kapcia. Dziura musi być na tyle niewielka, że nie udaje się jej łatwo zlokalizować. Szkoda czasu, decyduję się złożyć wszystko i napompować. Najwyżej co kawałek będę robił pit-stopa na dopomowanie. Wchodzę na góre, zabieram potrzebne rzeczy i żegnam się z Moniką. Ruszam o 5:50, plan wczesnego wyjazdu się nie powiódł. Dziś bez rejestracji w endo bo telefon się odpiął (lub to sprawka kotów) i nie naładowała się bateria. Trasa standardowa, temp. 0C, asfalty mokrawe i błyszczące. Miejscami koło traci przyczepność, ale łatwo to wychwycić na Ostrym zanim straci ją na dobre. Przejazd bez ekscesów, na D3S muszę nadrabiać bo jestem o 7 minut później niż zwykle. Mimo to udaje się dotrzeć do pracy o czasie. Daje znać, że wszystko ok.
Powrót sponsorowany przez literkę P jak pana :) Nieco chłodniej niż rano. Trasa standardowa, z małym odbiciem na Dąbrówkę. Po drodze łatam 2-krotnie kapcia. Myślę, że już jest ok bo trzyma ciśnienie, a na Tworzniu znów niespodzianka i ciut miękko z tyłu. Jakoś dojeżdżam do domku, ale przekładam klejenie na jutrzejszy ranek. W domku Monika szykuję pyszną kolację. Mój wilczy apetyt zostaje zaspokojony po serii dokładek :)
Pozdrawiam wszystkich przeglądających!