Dom-praca-dom ze wspomaganiem
Pobudka 4:40. Poranny standard. Czynności startowe przebiegają sprawnie, żegnam się z Moniką i schodzę na dół. Czyszczę rower z piachu po wczorajszej mokrej jeździe, sprawdzam łańcuch trochę luźny, ale uznaje, że nie powinien spaść.
Ruszam 5:45, temperatura +4C, ale za to nie pada. Asfalty mokre po wczorajszym. Jedzie się przyjemnie i bez ekscesów docieram na Zawodzie. Na stromym zjeździe pod przejście podziemne przy AE spada mi łańcuch blokując się w szprychach. Tracę trochę czasu na wyciągnięcie i odpowiedni naciąg oraz ustawienie koła. Jednak blat już nieco zjechany z przodu i przepuścił niezbyt starannie naciągnięty łańcuch. Nauczka na przyszłość trzeba zawsze naciągać przed każdą jazdą i pomału rozglądać się za nowym blatem. Daję znać, że dojechałem do stałego punktu kontrolnego i ruszam dalej do pracy na Piotrowice.
Wieża widokowa na Baraniej Górze© t0mas82
Wychodzę z pracy, zaczyna kropić. Zdaję klucze, mijam bramę i ruszam. Deszcz się rozkręca i przechodzi w ulewę. Momentalnie jestem cały mokry. Wracam standardową trasą, najgorzej jest na otwartych, nieosłoniętych przestrzeniach. Jak się później okazuję jest +7C, ale silny porywisty wiatr, przemoczone ciuchy potęgują uczucie zimna. Dojeżdżam do Lidla, OMC nie potrącony przez TIRa, który na wąskiej ulicy wyprzedza mnie tak,że jestem zmuszony hamować i przytulić się do krawężnika. Od razu robi mi się cieplej. W Lidlu zupełnie przypadkiem spotykam Monikę, która była w okolicy u Mariusza i załapuję się na podróż do domku Cytrynką.
Pozdrawiam wszystkich przeglądających!