Wczoraj spędziłem dłuższą chwilę w warsztacie grzebiąc przy rowerze i m.in wymieniając łożyska w supporcie. Dzisiaj postanawiam trochę sobie odbić wczorajszy brak jazdy. Zgodnie z planem wyruszam na Juliusz, troszkę przed czasem aby dostroić nowe ustawienia mostka i siodła (to w ramach doskonalenia lotów przez kierę, mostek niżej i na minus żeby łatwiej można było wykonywać). Na miejscu jestem z 30 min zapasem i kręcę się w pobliżu wykonując regulację i dochodząc do optymalnych ustawień. O 9:00 pojawia się Krzychu (Krzychu22) i wyruszamy terenami do drugiego Krzycha. Nowa trasa prowadzona jest prawie w 100% terenami z bajeranckim singlem między gęsto porośniętymi drzewkami. Kręcimy się po tych terenach dobrą godzinkę, słonko zaczyna nieśmiało wyglądać zza chmur i zapowiada się ładna pogoda. Niestety gdy dojeżdżamy do Krzycha pod dom znów się chowa i robi się zimno :) Dzwonimy do Barney-a, który gdzieś zgubił rękawiczki i postanawiamy mu jakieś dostarczyć spotykając się w parku chorzowskim. Do parku jedziemy bardzo okrężną drogą zahaczając m.in o lasy w okolicy Krzycha z tunelem wjazdowym do kopalni :), Janinę, 3 stawy. Stamtąd ruszamy do DK86 jakimiś bokami i dalej na Silesię i park. W parku próbuje się z Barneyem skontaktować i dostaje sms, że pojechał do babci i nie da rady. W parku robimy też dłuższy postój na uzupełnienie braków energetycznych, który kończy się śmiechawą ( Ciekawe co by było jakby Cannondale odważył się zrobić ramę taką jak Kross? :) ). Postanawiamy pokręcić się po bandach, porządkując nieco liście na ich drodze. Robimy kilka kółek i jedziemy zobaczyć jak radzi sobie ekipa DH. Później wracamy znów wzdłuż DK86 i na Dąbrówce odbijamy na legendarne Borki i Stawiki. Chwilę się tam kręcimy w okolicach ludowego i ruszamy w stronę domu przez Centrum i Dańdówkę (tam się żegnamy z Krzychem, który wraca na Mysłowice przez Niwkę). Z Krzychem znów wjeżdżamy w jakieś chaszcze w okolicy Jacka, w pewnym momencie lądujemy w czyimś ogródku :). W końcu dostajemy się na główną drogę w Klimontowie, gdzie postanawiam pojechać z Krzychem na Kazimierz. Oczywiście znów terenami i bokami. Na zyzgaku z torami żegnam się z Krzychem i samotnie ruszam na Lenartowicza przez nieoddany do użytku wiadukt nad S1. Na Mecu ciut wydłużam kręcąc się koło garażów aby dobić do 101km i zarazem sprawdzając jak przesunięty środek ciężkości ma wpływ na łatwość poderwania się do lotu przez kierę na stromych zjazdach :)
Rower towarzyszy mi od dzieciństwa, gdzie wolny czas spędzało się śmigając po osiedlowych chodnikach i tam też zdobywało umiejętność jazdy. Pelikan, Wigry3, pokomunijny BMX później pierwszy poważniejszy góral Merida Kalahari i pierwsze dalsze wakacyjne wycieczki. Później jakoś tak się potoczyło, że za wiele nie jeździłem.
W 2011r. postanowiłem zakupić nowy rower Krossa LEVEL A6 z myślą by dojeżdżać regularnie do pracy i od tego czasu się zaczęła rozwijać rowerowa pasja. Dzięki niej poznałem wielu ciekawych znajomych zarażonych cyklozą i spotkałem moją drugą połowę, towarzyszkę życia, która toleruje mnie takim jakim jestem :)
Nie gonię za nowinkami technicznymi i lżejszymi wagowo komponentami itd. Najwięcej radości czerpie z minimalizmu i jazdy na najprostszych w konstrukcji rowerach. Od złożenia pierwszego ostrego koła zakochany w takich rozwiązaniach. Buduję rowery od podstaw i sam je serwisuje. Od jakiegoś czasu składam również koła czyli ostatni element jaki zostawiałem w rękach serwisów zewnętrznych. Jak coś nie wyjdzie mogę być tylko zły na siebie, że coś spartoliłem :)
Rowerem poruszam się wszędzie, gdzie tylko się da i bez względu na warunki pogodowe.
Do zobaczenia na trasie!