Wypad w składzie Krzyśki i moja skromna osoba. Trasa przez okoliczne wioski w pobliżu Dąbrowy Górniczej, Siewierz, Myszków, Złoty Potok. W jakimś otwartym sklepie spożywczym pod Siewierzem po kolejnej salwie śmiechu rozbolały mnie znów plecy (naciągnął się jakiś mięsień lub mam jakieś żebro poobijane po ostatnim wypadku). Ból nie opuszczał mnie do końca trasy. Spod Złotego ruszyliśmy czerwonym szlakiem rowerowym na Olsztyn k. Częstochowy. Tam zaliczyłem glebę na zjedzie (nie dałem rady dźwignąć kiery i przód zamulił się w sypkim piasku). Właściwie to nie była poważna gleba, ale wtedy plecy ponownie dostały i ból dodatkowo się nasilił. Myślałem, że nie dam rady się dokulać nawet do najbliższej stacji PKP. Ruszyliśmy dalej terenem w ślad za szlakiem rowerowym. W Olsztynie wjazd na zamek (skroili mnie na wejściu - 3,5zł ), zrobiliśmy pamiątkowe fotki i trochę tam się pokręciliśmy. Po powrocie na rynek w Olsztynie małe zakupy pod sklepem i ruszyliśmy jak nam się zdawało we właściwym kierunku na Poraj. Niestety tylko się nam zdawało. Szybka decyzja powrotu przez poboczną miejscowość, na moje nieszczęście znów terenem gdzie czułem każdy korzeń i kamień pod kołem. Jakoś udało dostać się na Poraj. Tam zapakowaliśmy się w pociąg na Sosnowiec. W pociągu trochu bikerów się zgromadziło, ścisk taki, że początkową trasę przestaliśmy na korytarzu. W dodatku ludzie się cisnęli z nami zamiast wejść do przedziału pasażerskiego. Po jakimś czasie w przedziale przeznaczonym dla rowerów zwolniło się miejsce. Z Sosnowca ruszyliśmy przez Park Sielecki i główną trasą na Zagórze. Tam się pożegnaliśmy. Następny trip pewnie dopiero w kolejny weekend (prawdopodobnie góry - jak wydobrzeje to pojadę). Jutro niestety do pracy (plus taki, że nie padało i nie trzeba będzie roweru czyścić).
Rower towarzyszy mi od dzieciństwa, gdzie wolny czas spędzało się śmigając po osiedlowych chodnikach i tam też zdobywało umiejętność jazdy. Pelikan, Wigry3, pokomunijny BMX później pierwszy poważniejszy góral Merida Kalahari i pierwsze dalsze wakacyjne wycieczki. Później jakoś tak się potoczyło, że za wiele nie jeździłem.
W 2011r. postanowiłem zakupić nowy rower Krossa LEVEL A6 z myślą by dojeżdżać regularnie do pracy i od tego czasu się zaczęła rozwijać rowerowa pasja. Dzięki niej poznałem wielu ciekawych znajomych zarażonych cyklozą i spotkałem moją drugą połowę, towarzyszkę życia, która toleruje mnie takim jakim jestem :)
Nie gonię za nowinkami technicznymi i lżejszymi wagowo komponentami itd. Najwięcej radości czerpie z minimalizmu i jazdy na najprostszych w konstrukcji rowerach. Od złożenia pierwszego ostrego koła zakochany w takich rozwiązaniach. Buduję rowery od podstaw i sam je serwisuje. Od jakiegoś czasu składam również koła czyli ostatni element jaki zostawiałem w rękach serwisów zewnętrznych. Jak coś nie wyjdzie mogę być tylko zły na siebie, że coś spartoliłem :)
Rowerem poruszam się wszędzie, gdzie tylko się da i bez względu na warunki pogodowe.
Do zobaczenia na trasie!