Na starcie +2C. Wyruszam o 5:00 ale już nie podoba mi się chodnik. W nocy musiało być na minusie bo wszystko ścięte i na chodnikach lód. Drogi na szczęście dobrze utrzymane oprócz bocznych. Na kostce brukowej na Łańcuckiego w Dąbrowie lodzik. Tutaj nie dojechały solniczki. Przyjmuję jedynie słuszną taktykę i postanawiam się poruszać tylko głównymi drogami. Do Sosnowca więc śmigam sobie główną 3maja. Na stawikach też drogą bo chodnik i DDR oblodzony. D3S również oblodzona ale pomalutku da radę przejechać. Na Muchowcu słyszę jakiś raban, oglądam się i widzę jak rowerzysta jadący jakieś 300m za mną nie wybronił się. Zaklął coś siarczyście i się zaczął zbierać. Na Ochojcu też się nie wygłupiam i drogą. W pracy schodzę z roweru i OMC nie zaliczam gleby. Jednak na dwóch kołach bezpieczniej się poruszać.
Do pracy: DST:41.48 / 2:15:00 Chlup, chlup, chlup .... Na powrocie sporo ciapy. Lasek koło pracy, którym omijam zamknięte szlabany i tamtejszy śnieg średnio nadający się do jazdy. Miota tyłem na wszystkie strony. Trzeba było pomału kręcić by nie latać na boki. D3S również w stanie rozciapanym. Ogólnie po dojechaniu do wjazdu na D3S od strony Murckowskiej nie próbuje nawet jechać tamtejszym DDR. Wskakuje na drogę. Te są mokre ale przynajmniej nie zalegają tam masy ciapowatego i roztopionego śniegu - bleee.... Kierowany totalnym wstrętem do ciapy jadę przez Sosnowiec główną ulicą 3-maja i pakuję się na wiadukt na wysokości Staszica by kontynuować zwyczajową trasę powrotną. Na Środuli na szczęście osiedlówki dobrze utrzymane. Dojeżdżam do centrum D.G., sprawdzam czy nie ma jakiś wiadomości i orientuję się, że telefon się zrestartował. Włączam ponownie Endo i ruszam. W domu termometr odnotowuje +6C.
Rower towarzyszy mi od dzieciństwa, gdzie wolny czas spędzało się śmigając po osiedlowych chodnikach i tam też zdobywało umiejętność jazdy. Pelikan, Wigry3, pokomunijny BMX później pierwszy poważniejszy góral Merida Kalahari i pierwsze dalsze wakacyjne wycieczki. Później jakoś tak się potoczyło, że za wiele nie jeździłem.
W 2011r. postanowiłem zakupić nowy rower Krossa LEVEL A6 z myślą by dojeżdżać regularnie do pracy i od tego czasu się zaczęła rozwijać rowerowa pasja. Dzięki niej poznałem wielu ciekawych znajomych zarażonych cyklozą i spotkałem moją drugą połowę, towarzyszkę życia, która toleruje mnie takim jakim jestem :)
Nie gonię za nowinkami technicznymi i lżejszymi wagowo komponentami itd. Najwięcej radości czerpie z minimalizmu i jazdy na najprostszych w konstrukcji rowerach. Od złożenia pierwszego ostrego koła zakochany w takich rozwiązaniach. Buduję rowery od podstaw i sam je serwisuje. Od jakiegoś czasu składam również koła czyli ostatni element jaki zostawiałem w rękach serwisów zewnętrznych. Jak coś nie wyjdzie mogę być tylko zły na siebie, że coś spartoliłem :)
Rowerem poruszam się wszędzie, gdzie tylko się da i bez względu na warunki pogodowe.
Do zobaczenia na trasie!