Dom-praca-dom po przerwie...
W niedzielę wymieniam pogiętą zębatkę do mieszczucha na nowiutkiego Novatec-a 16T. Z racji tego, że 48x16 to ratio 3.0 kombinuje co tu założyć na przód. Mam tylko 36T ze starej korby trekkingowej co daje 2.25. Dociągam tak dobrany zestaw na seryjce podjazdów, kleję loctitem i wuala gotowe. Poniedziałek nieco asekurancko jadę busem bo padało i jest na minusie. Za dnia cieplutko i wiosennie, wszystko ładnie przeschło więc świta w głowie myśl by w kolejny dzień przejechać się rowerem do pracy.
Dzisiaj wstaję wcześniej o 4:10. Temperatura -5C. Szykuję się, pakuję jedzonko czyli standardowo jak zawsze. Wychodzę na dwór i sprawdzam stan nawierzchni choć nie jest to wyznacznikiem co może mnie spotkać na ponad 40km odcinku, zwłaszcza na tych mniej uczęszczanych drogach. Waham się ale w końcu głód jazdy zwycięża i decyduję się wyruszyć. Żegnam się z Moniką i wychodzę. Dzisiaj warunki spoko, w kilku miejscach coś się szkli ale szybka próba hamulca przekonuje mnie o tym, że to tylko psychika, bo przyczepność jest dobra. Brązowe gacie tym razem nie są potrzebne :) Przez to lekkie przełożenie, czuje się jak chomik przebierający nóżkami w kołowrotku. Nie da się rozwinąć jakiś oszałamiających prędkości bo jak tu się sprawnie zatrzymać mając taką kadencję. Praktykuję więc spokojną jazdę, która przebiega bez niespodzianek i jakiś ekscesów ze strony kierowców. Na D3S daję znać, że wszystko ok i ruszam dalej do pracy na Piotrowice. Nowe części zamówione więc mam nadzieję, że wysyłka będzie rychło.
Po pracy standardowo. Zakupy pod Lidl i zaliczam kapciocha, którego kleję na miejscu.
Pozdrawiam wszystkich przeglądających!