Pobudka 4:10, zbieranie się itp. standardowe poranne czynności. Monika wstaje razem ze mną, gdyż dzisiaj jeszcze przygotowuje wysyłki dla Rowerowej Norki. Żegnam się i ruszam. Trochę późno bo jest już 5:35. Warunki pogodowe nie najgorsze, +5C. Na ulicach mokro i wiaterek daję się trochę we znaki. Strasznie ciężko mi się jedzie, nie wiem co jest grane, Osiągnięcie większych prędkości wymaga włożenia nie lada wysiłku. Jakoś docieram na Murckowską. Daję znać, że wszystko ok i rzeźbie dalej przez D3S, Brynów na Piotrowice. Stałych rowerzystów, których mijam dzisiaj brak - chyba jakieś wolne świąteczne. Pod pracą znalazłem przyczynę - za mocno napięty łańcuch. Napięcie powoduje, że koło puszczone swobodnie zatrzymuje się w tym miejscu. Cóż, trening siłowy gratis :)
Po pracy luzuję nieco łańcuch i wszystko chodzi jak należy. Jednak trochę przesadziłem w trosce o bezpieczeństwo z naciągiem, biorąc jeszcze pod uwagę, że zębatki do rowerów miejskich nie grzeszą idealną centrycznością i równością. Trasa powrotna bez niespodzianek. Pod Expo jakiś młody kierowca ustawia się po prawej ode mnie. Przygotowując się tak jak ja do manewru skrętu w lewo, rusza i chce mnie wyprzedzać z prawej. Snop czołówki prosto w twarz studzą jego zapały. Pod domem kolejny mistrz kierownicy wyprzedza mnie, gdy wyraźnie sygnalizuję skręt w lewo. Oczy dokoła głowy to chyba za mało.
Pozdrawiam wszystkich przeglądających!
Komentarze (3)
limit Przesadziłem trochę z siłą naciągu, to jak Syzyf dorobiłem się kamienia do pchania pod górę. gizmo201 Wiatr to tam zbytnio nie miał wpływu, ale fakt trochę dmuchało.
Właśnie się zastanawiałem na początku wpisu czemu Ci się ciężko jechało ale rozwinąłeś temat :-) Powiedziałbym, że dziś warunki takie, że się samo jedzie :-]
Rower towarzyszy mi od dzieciństwa, gdzie wolny czas spędzało się śmigając po osiedlowych chodnikach i tam też zdobywało umiejętność jazdy. Pelikan, Wigry3, pokomunijny BMX później pierwszy poważniejszy góral Merida Kalahari i pierwsze dalsze wakacyjne wycieczki. Później jakoś tak się potoczyło, że za wiele nie jeździłem.
W 2011r. postanowiłem zakupić nowy rower Krossa LEVEL A6 z myślą by dojeżdżać regularnie do pracy i od tego czasu się zaczęła rozwijać rowerowa pasja. Dzięki niej poznałem wielu ciekawych znajomych zarażonych cyklozą i spotkałem moją drugą połowę, towarzyszkę życia, która toleruje mnie takim jakim jestem :)
Nie gonię za nowinkami technicznymi i lżejszymi wagowo komponentami itd. Najwięcej radości czerpie z minimalizmu i jazdy na najprostszych w konstrukcji rowerach. Od złożenia pierwszego ostrego koła zakochany w takich rozwiązaniach. Buduję rowery od podstaw i sam je serwisuje. Od jakiegoś czasu składam również koła czyli ostatni element jaki zostawiałem w rękach serwisów zewnętrznych. Jak coś nie wyjdzie mogę być tylko zły na siebie, że coś spartoliłem :)
Rowerem poruszam się wszędzie, gdzie tylko się da i bez względu na warunki pogodowe.
Do zobaczenia na trasie!