Dom-praca-dom
Dzień rozpoczynam 4:10, zbieram się i szykuje jedzonko do pracy. Monika wstaje chwilę później i pakuje zamówienia Rowerowej Norki, które mam zabrać do pracy. Po czym idzie jeszcze zdrzemnąć. Żegnam się i ruszam o 5:30. Trochę schodzi mi na właściwym naciągu łańcucha (to ważne w Ostrym ze względów bezp. oraz wkurzają mnie luzy w przekazywaniu napędu jak łańcuch jest za słabo naciągnięty). Mam pomimo wczorajszym łatania jeszcze jedną malutką dziurkę w dętce, zeszło przez noc trochę wiatru z tylnego koła.
Warunki lepsze niż wczoraj, nieco cieplej 0C. Asfalty suche, gdzieniegdzie lodowe kałuże ale to przy krawędzi jezdni. Trasa standardowa, na Murckowskiej daję znać, że wszystko ok. Po czym tracę dobre 10min przez rękawiczki. Założyłem takie o podwójnej konstrukcji i trochę siłowałem się z wewnętrzną rękawicą, która się popodwijała przy ściągnięciu :) Złośliwość rzeczy martwych. W połowie D3S dopompowanie koła z tyłu bo już siadło i rzuca na boki przy jeździe. W pracy o czasie ale z niedużym zapasem.
Po pracy odbieram Norkowe zamówienie i ruszam standardowo do domku. W Szopinicach jakiś Koks w firmowym wozie ochrony zmusza mnie do ewakuacji na sąsiedni pas bo mu się zbyt pochopnie wyjechało z ustąpa, chyba w ostatniej chwili zahamował zobaczywszy błysk czołówki. Koks szybko ucieka z miejsca zdarzenia i nie udaje się go dorwać, podnosząc mi ciśnienie. Pozostaje tylko nieodparta chęć wytargania każdego kolejnego idioty z blaszanej puszki, który się napatoczy i wykona jakiś najmniejszy zły manewr. Na szczęście nikt się nie napatoczył, docieram do Lidla. Robię zakupy i standardowo przez Kasprzaka i Tworzeń jadę do domku.
Pozdrawiam wszystkich przeglądających!